Wenecja kontra turyści. Miasto wprowadza opłaty za wstęp
24 kwietnia 2024Specjalną opłatę w wysokości pięciu euro za wejście do słynącego z kanałów i zabytków włoskiego miasta będą musieli uiścić ci wszyscy, którzy zechcą odwiedzić je między 8:30 a 16:00. Polegać to ma na wcześniejszym zakupieniu kodu QR, który będzie sprawdzany w najważniejszych punktach miasta.
W tym roku 29 płatnych dni
– Naszym celem jest, by Wenecja stała się lepszym miejscem do życia – tłumaczy ten krok burmistrz miasta Luigi Brugnaro. Zdecydowanie odrzuca oskarżenia o zdzieranie z turystów pieniędzy. – Nie chodzi o to, by zarabiać pieniądze – zapewnia. Zarząd miasta podkreśla również, że opłata ma być pobierana tylko w określone dni, kiedy miasto nad laguną przyciąga szczególnie wielu gości. Ci, którzy nie chcą uiszczać opłaty, mogą na zwiedzanie Wenecji wybrać inny dzień.
Na ten rok ustalono 29 takich dni, kiedy będą pobierane opłaty. Wszystkie przypadają na szczytowy sezon turystyczny. Od czwartku opłata w wysokości 5 euro będzie obowiązywać codziennie do 5 maja włącznie. Goście, którzy nie planują nocowania w mieście, będą proszeni do kasy także we wszystkie kolejne weekendy maja i czerwca oraz pierwsze dwa weekendy lipca. Szczegóły znaleźć można na stronie weneckiego zarządu miasta, która jest dostępna w pięciu językach: włoskim, angielskim, hiszpańskim, francuskim i niemieckim (w tym na przykład dziesięć powodów, dla których można uzyskać zwolnienie od opłaty). Zawsze jednak trzeba będzie złożyć stosowny wniosek, nawet jeśli jest się mieszkańcem miasta. Tam też można uiścić opłatę.
Tym samym Wenecja staje się pierwszym miastem na świecie, które podobnie jak parki rozrywki pobiera opłaty za wstęp. – Nie jest to rewolucja, ale pierwszy krok w kierunku stworzenia systemu regulującego dostęp turystów do miasta – mówi Brugnaro. – Celem jest poprawa jakości życia w mieście dla tych, którzy tu mieszkają i pracują – tłumaczy burmistrz Wenecji. Od opłat zwolnieni będą goście nocujący w mieście, przewidziane są też wyjątki np. dla uczniów i studentów.
Presja ze strony UNESCO
Wprowadzając opłatę dzienną, Wenecja odpowiada również na presję ze strony UNESCO. Organizacja ta wpisała miasto i jego laguny w 1987 roku na Listę Światowego Dziedzictwa. Jednak w ubiegłym roku ta oenzetowska organizacja zagroziła, że z powodu „niewystarczających środków ochronnych” w odniesieniu do turystyki masowej przesunie Wenecję Listę Światowego Dziedzictwa w Zagrożeniu (List of World Heritage in Danger; obecnie znajduje się na niej 56 miejsc światowego dziedzictwa, poczynając od Starego Miasta i murów Jerozolimy, które trafiły tam już w 1982 roku, aż po wpisane w ubiegłym roku Sobór Sofijski i Ławrę Pieczerską w Kijowie oraz starówki we Lwowie i w Odessie – przyp.).
Dopiero, gdy we wrześniu rada miasta zagłosowała za wprowadzeniem opłaty dziennej, Komitet Światowego Dziedzictwa zdecydował się nie umieszczać Wenecji na Liście Światowego Dziedzictwa w Zagrożeniu.
Sto tysięcy nocujących turystów
Historyczne centrum Wenecji ma zaledwie nieco ponad 50 tysięcy mieszkańców. Jednak w szczycie sezonu nocuje tam nawet 100 tysięcy turystów, a kolejne dziesiątki tysięcy odwiedzają miasto w ciągu dnia. Celem nowej opłaty jest zmniejszenie, zwłaszcza w godzinach szczytu, liczby turystów jednodniowych, którzy odwiedzają miasto ze względu na kanały, pałace i muzea, ale przynoszą Wenecji mniej pieniędzy niż goście nocujący.
Teraz ci jednodniowi turyści będą przynajmniej wpłacać do kasy miasta opłatę za wstęp. Po dokonaniu płatności online otrzymają kody QR, które będą musieli okazywać kontrolerom wchodząc do historycznego centrum. Ci, którzy nie będą mogli udowodnić, że mają kod lub nocleg w mieście, powinni mieć możliwość uiszczenia opłaty bezpośrednio na miejscu.
Grzywny do 300 euro
Burmistrz Brugnaro obiecuje „bardzo łagodne kontrole”, które będą prowadzone raczej wyrywkowo i w żadnym wypadku nie mają powodować tworzenia się kolejek. Dla turystów, którzy będą próbować prześlizgnąć się i zostaną przyłapani, przewidziana jest grzywna, która ma teoretycznie wynosić od 50 do 300 euro. Władze twierdzą jednak, że przynajmniej na razie postawią raczej na perswazję niż na kary.
(AFP/amp)