1. Przejdź do treści
  2. Przejdź do głównego menu
  3. Przejdź do dalszych stron DW
SportNiemcy

„Wirtualny futbol nie jest tak prosty, jak się wydaje”

Dominik Owczarek
12 grudnia 2020

„Na pierwszy rzut oka różnica płci może wydawać się pewną barierą. Ostatecznie jednak liczy się to, jak kto gra” – mówi Anna Klink*, zawodniczka Bayeru Leverkusen, reprezentująca klub zarówno na żywo, jak i wirtualnie.

 Anna Klink - zawodniczka Bayeru Leverkusen
Anna Klink - zawodniczka Bayeru LeverkusenZdjęcie: Bayer Leverkusen

DW: W miniony weekend przegrałyście z Bayernem Monachium 0:1. Mecz odbył się trochę później niż zaplanowano z powodu dwutygodniowej kwarantanny w Pani zespole.

Anna Klink: To było faktycznie niespodziewane. Najważniejsze jednak, że mecz się po prostu odbył. Nieźle zaczęłyśmy spotkanie z liderem, ale obrona rywalek bardzo dobrze się spisywała. Zabrakło nam też trochę szczęścia, które pozwoliłoby z pewnością powalczyć o remis. Z drugiej strony tak minimalna porażka z piłkarkami z Bawarii to nie powód do wstydu.

Napotka Pani drużynę Bayernu nie tylko na boisku piłkarskim, ale też wirtualnym. Jak do tego doszło, że chciała Pani dołączyć do e-sportowej drużyny Bayeru Leverkusen?

- Wszystko zaczęło się dużo wcześniej. Chętnie grałam w FIFĘ. Najpierw z bratem, a później doszły do tego rozgrywki z przyjaciółmi, także online. Wieczorne mecze na konsoli potrafią dobrze odstresować, zarówno jeśli chodzi o stres codzienny, jak i zwykły odpoczynek po treningu.

W stereotypowym ujęciu FIFA nie jest raczej typową grą dla kobiet. Na ile należała Pani do wyjątków, stawiając pierwsze kroki na ekranowej murawie?

- Z pewnością takim byłam; mówi się, że dziewczyny raczej grają w The Sims, a nie w FIFĘ. Mając jednak na uwadze ciągłą grę w piłkę nożną lub środowisko mojego brata, trudno było w trakcie dzieciństwa nie mieć towarzystwa, w którym przeważali chłopcy.

Anna Klink w akcji Zdjęcie: Mirko Kappes/Bayer Leverkusen

Dla wielu osób e-sport nadal nie ma prawa być nazywany sportem.

- Takie postrzeganie nie ma zbyt dużego sensu. Gra w wydaniu wirtualnym też nie jest tak łatwa i prosta, jak to się może wydawać. Liczy się w niej zbyt wiele szczegółów, żeby coś zależało tylko od przypadku.

Na ile można dostrzec paralele między sportem aktywnym a wirtualnym?

- Oprócz myślenia na boisku, z pewnością emocje. Umiejętność przegrywania nie należy do moich najmocniejszych stron. Porażka na konsoli potrafi zirytować tak samo, jak po końcowym gwizdku sędziego. Sport w obu wydaniach wymaga też oczywiście wielu treningów. Różnią się za to procesy decyzyjne podejmowane na obu boiskach, jak i dynamika.

Oprócz Pani na scenie FIFA w wirtualnej Bundeslidze można dostrzec jeszcze po jednej zawodniczce w RB Lipsk oraz w Eintrachcie Frankfurt. Na ile różnica płci faktycznie może odgrywać jakąkolwiek rolę?

- Na pierwszy rzut oka może wydawać się pewną barierą. Ostatecznie jednak liczy się to, jak kto gra.

Pani angaż poszerza też znaczenie kobiet na scenie FIFA. Na ile można zaobserwować w tym wypadku tendencje do zmian?

- Tak jak Pan wspomniał, oprócz mnie na wirtualnym polu gry są jeszcze np. zawodniczki z Lipska i Frankfurtu. Myślę, że nie jesteśmy ostatnimi i będzie można obserwować dalszy rozwój.

E-sport i kobieca piłka nożna nadal walczą o poważniejsze traktowanie. Co jeszcze musi zmienić się w świadomości społeczeństwa?

- Pod względem kobiecego futbolu jesteśmy w Niemczech na pewno na dobrej drodze. Mecze reprezentacji są oglądane coraz częściej, nie tylko u nas. Przy wszelakich opiniach należy na pewno pamiętać o tym, że atletyka kobiet i mężczyzn się różni. Genetyka jest głównym czynnikiem tego, jak różni się odbiór meczu rozgrywanego przez obie płcie. Mogę jednak zapewnić, że kobiety wkładają tyle samo wysiłku w walkę na boisku, co mężczyźni.

Reprezentantki niektórych drużyn narodowych wywalczyły równe zarobki w swoich federacjach. Na ile taki kierunek może zyskać dalszych zwolenników?

- W ostatnim czasie faktycznie toczą się dyskusje w tym zakresie. Mowa o tym, że niektóre piłkarki będą strajkować, jeśli nie zrówna się ich płac z mężczyznami. Uważam, że każda federacja powinna w tej kwestii postępować wedle własnego uznania. W Niemczech pod tym względem nie mamy powodów do narzekania.

Niedawno Francuzka Stephanie Frappart jako pierwsza kobieta poprowadziła mecz Ligi Mistrzów mężczyzn. Na ile takie kroki przyczyniają się do dalszego równouprawnienia?

- Na pewno trudno nie zauważyć tak znaczących działań. Wszystko idzie w dobrym kierunku, czego dowodem jest choćby wspomniana Liga Mistrzów. Jeszcze pięć lat temu trudno byłoby sobie wyobrazić takie możliwości. Inspirujący jest też przykład niemieckiej sędzi Bibiany Steinhaus, która przecierała szlaki w europejskim futbolu dla kobiet.

Niedawno minęło 50 lat od ponownego zalegalizowania kobiecej piłki nożnej w Niemczech. Od pewnego czasu reprezentantki Niemiec otrzymują od DFB też coś więcej niż ekspres do kawy za mistrzostwo Europy. O co nadal trzeba walczyć?

- Na pewno o świadomość. Tak jak wspomniałam, porównania męskiego i żeńskiego futbolu nie mają większego sensu. Akceptacja żeńskiej wersji piłki nożnej takiej, jaką ona jest, byłaby z pewnością krokiem naprzód.

Chcesz skomentować ten artykuł? Zrób to na Facebooku! >>

*Anna Klink (urodzona w 1995 roku) – piłkarka Bayeru Leverkusen, była reprezentantka młodzieżowej reprezentacji Niemiec. Od 2020 roku członkini e-sportowej drużyny Bayeru występującej w wirtualnej Bundeslidze.