1. Przejdź do treści
  2. Przejdź do głównego menu
  3. Przejdź do dalszych stron DW

Wybory na Węgrzech: tak lub nie dla Orbana

3 kwietnia 2022

Po raz pierwszy od 12 lat premier Węgier Viktor Orban stoi w obliczu możliwej utraty władzy. Wybory parlamentarne na Węgrzech pokażą, czy jego nieliberalny model będzie miał nadal rację bytu w UE.

Ungarn Präsident Viktor Orban
Premier Viktor OrbanZdjęcie: Anna Szilagyi/AP Photo/picture alliance

Jeszcze kilka lat temu prowokacyjne zdanie węgierskiego premiera Viktora Orbana mogło wywołać poruszenie w całej Europie – na przykład wtedy, gdy ogłosił swoją koncepcję „państwa nieliberalnego". Pojawiła się obawa, że jego prawicowo-konserwatywno-nacjonalistyczny autorytaryzm może stać się precedensem i jeszcze bardziej osłabić Unię Europejską.

W międzyczasie mało kto w UE chce jeszcze poważnie zajmować Orbanem. Jego znaczenie w polityce zagranicznej polega niemal wyłącznie na uprawnieniach weta, które często wykorzystuje w Brukseli w sposób destrukcyjny. Europejska Partia Ludowa (EPL) praktycznie wyrzuciła partię Orbana – Fidesz w 2021 roku i od tego czasu premier Węgier i jego partia bezskutecznie szukają nowego domu politycznego w Europie. Zwracając się ku Wschodowi i przyjmując postawę przyjazną Putinowi, Orban sam się odizolował.

„Demokracja wodzowska"

Kontrastuje z tym wewnętrzna dominacja Orbana. Premier Węgier, po ponad dziesięciu latach sprawowania władzy, kontroluje całą administrację państwową, służbę cywilną, większość sądownictwa i mediów, a nawet dużą część sektora prywatnego. Austriacko-węgierski dziennikarz Paul Lendvai nazwał model Orbana „demokracją wodzowską".

W wyborach parlamentarnych na Węgrzech 3 kwietnia tak naprawdę chodzi tylko o jedno: o „tak" lub „nie" dla Orbana i jego systemu. Opozycja, która w ciągu ostatniej dekady była rozdrobniona, po raz pierwszy startuje razem – i z pewnością ma szansę wygrać wybory.

Władimir Putin i Viktor Orban w Moskwie 1 lutego 2022Zdjęcie: Mikhail Klimentyev/Russian President Press Office/dpa/picture alliance

Wybory wolne, ale nieuczciwe

Sondaże z ostatnich tygodni przewidują, że wyścig między Fideszem a sześcioma partiami zjednoczonej opozycji będzie zacięty. Nie odzwierciedlają tego gołe liczby, bo obóz rządowy i opozycja rywalizują na zupełnie nierównych zasadach. Krytycy od dawna podsumowują to jednym zdaniem: wybory na Węgrzech są nadal wolne, ale już nie są uczciwe.

Na przykład Orban  regularnie organizuje tzw. konsultacje narodowe - rządowe badania opinii całego społeczeństwa - dotyczące kwestii politycznych i społecznych, nawet w okresach poza wyborami. To nic innego jak kampanie mobilizujące wyborców, finansowane w kosztowny sposób z budżetu państwa. W takich konsultacjach agituje się przeciwko uchodźcom, amerykańskiemu miliarderowi giełdowemu George'owi Sorosowi, rzekomo niechętnym do pracy Romom lub homoseksualistom i ich rzekomej propagandzie.

Polak, Węgier, dwa bratanki

03:40

This browser does not support the video element.

Naginanie ordynacji wyborczej

Poza tym ordynacja wyborcza została dostosowana do potrzeb Fideszu i jego obozu wyborczego, a rząd Orbana zmienił podział okręgów wyborczych na korzyść Fideszu. Członkowie mniejszości węgierskiej w krajach sąsiadujących z Węgrami, którzy często posiadają obywatelstwo węgierskie i tradycyjnie sympatyzują z Fideszem, mają prawo głosu z listy, z którego mogą korzystać również w głosowaniu korespondencyjnym. Z kolei węgierscy emigranci w krajach zachodnich, z których większość nie jest zwolennikami Fideszu, nie mają prawa do głosowania korespondencyjnego, co oznacza pokonywanie dużych odległości do ambasad i konsulatów. Wielu osobom uniemożliwia to oddanie głosu.

Pod koniec 2021 roku rząd Orbana zalegalizował również rejestrację pod adresami, pod którymi nikt nie mieszka – prawdopodobnie w celu ułatwienia turystyki wyborczej. Był to jeden z powodów, dla których OBWE po raz pierwszy wysłała na tegoroczne wybory długoterminową misję obserwacyjną. Będzie ona dokumentować ewentualne przypadki fałszerstw wyborczych.

Kandydat opozycji Peter Marki-ZayZdjęcie: Laszlo Balogh/AP/picture alliance/dpa

Nadużycia władzy były do niedawna tematem kampanii wyborczej opozycji. Jej czołowy kandydat, elokwentny burmistrz małego miasta Peter Marki-Zay, potępił rząd Orbana jako „najbardziej skorumpowany w ciągu ostatniego tysiąca lat na Węgrzech" i oskarżył premiera o stosowanie podwójnych standardów, na przykład kiedy prowadził kampanię przeciwko migrantom, ale potajemnie udzielał na Węgrzech schronienia bogatym i często podejrzanym biznesmenom z całego świata. Z drugiej strony, Orban i jego partia w kampanii wyborczej podsycali obawy przed powrotem do znienawidzonego socjalliberalnego rządu byłego premiera Ferenca Gyurcsany'ego, którego marionetką rzekomo jest Marki-Zay.

Kampania w cieniu wojny

Kampania wyborcza odbywała się w cieniu wojny w Ukrainie. Na razie nie wiadomo, jak przyjazna Putinowi postawa Orbana wpłynie na wybory. W każdym razie wielu Węgrów jest głęboko wstrząśniętych agresją Rosji. Nawet wśród wyborców Fideszu powracają wspomnienia inwazji wojsk radzieckich w 1956 roku i krwawej rewolucji węgierskiej.

Rząd Węgier jak dotąd tylko połowicznie potępił wojnę napastniczą Putina, a prorządowe media szerzą prorosyjską propagandę. Sam Orban unika jakiejkolwiek krytyki Putina i twierdzi, że Węgry muszą za wszelką cenę trzymać się z dala od konfliktu.

Bez względu na wynik wyborów, jeden rezultat jest już paradoksalnie pewny: nawet jeśli Orban zostanie odsunięty od władzy, nadal będzie działał w tle. Wiele wysokich stanowisk w państwie, np. w radzie ds. mediów, Trybunale Konstytucyjnym czy organach gospodarczych, jest częściowo obsadzonych przez osoby lojalne wobec Orbana aż do następnej dekady. Z ich pomocą przywódca Fideszu może przynajmniej w znacznym stopniu sabotować prace ewentualnego nowego rządu.