1. Przejdź do treści
  2. Przejdź do głównego menu
  3. Przejdź do dalszych stron DW

Wybory parlamentarne na Grenlandii na oczach całego świata

David Ehl | Bartosz Dudek wersja polska
11 marca 2025

Nigdy wcześniej wybory parlamentarne na Grenlandii nie były tak bardzo w centrum uwagi na całym świecie. Dzieje się tak nie tylko za sprawą prezydenta USA Donalda Trumpa.

Kolorowe zabudowania przy brzegu morza, widoczne kry lodowe
Miejscowość Ilulissat w zachodniej GrenlandiiZdjęcie: Patrick Pleul/dpa/picture alliance

W normalnych czasach wybory te z pewnością nie byłyby przedmiotem zainteresowania całego świata. Ledwie ponad 40 tys. wyborców ma we wtorek (11 marca) wybrać 31 członków regionalnego parlamentu – na wyspie, która jest autonomicznym regionem Danii. Ale te wybory na Grenlandii są inne.

Z jednej strony dlatego, że zwolennicy niepodległości mają nadzieję, że da im to silny mandat do całkowitego oddzielenia się od Danii. Ale przede wszystkim dlatego, że prezydent USA Donald Trump z coraz większą energią zgłasza roszczenia do tej największej wyspy świata.

Dlaczego Donald Trump chce włączyć Grenlandię do USA?

Trump mówi o amerykańskich interesach bezpieczeństwa, które wymagałyby kontroli nad Grenlandią. Stany Zjednoczone od lat pięćdziesiątych XX wieku prowadzą bazę Pituffik w północno-zachodniej części wyspy. Odegrała ona ważną rolę we wczesnym wykrywaniu i obronie przed możliwymi atakami sowieckimi podczas zimnej wojny pod nazwą Thule Air Base. Oprócz kwestii bezpieczeństwa, istotną rolę mogą odegrać również względy ekonomiczne. Terytorium Grenlandii obfituje w cenne zasoby naturalne, takie jak ropa naftowa, gaz, złoto, uran i cynk – a zmiany klimatyczne ułatwią ich wydobycie.

W swojej pierwszej kadencji w 2019 r. Trump złożył już Danii ofertę zakupu Grenlandii, którą rząd w Kopenhadze natychmiast odrzucił. Ale w drugiej kadencji Trumpa ekspansjonistyczne wypowiedzi stały się częstsze – dotyczą Kanady, Kanału Panamskiego, Strefy Gazy – i Grenlandii. Jeszcze przed powrotem do Białego Domu Trump wysłał swojego syna Donalda juniora na Grenlandię na „wycieczkę turystyczną”.

Kilka tygodni później opublikowano ankietę pokazującą, że tylko sześć procent Grenlandczyków popiera przyłączenie ich wyspy do USA – 85 procent jest temu przeciwnych.

Amerykańska baza wojskowa Pituffik (dawniej Thule Air Base)Zdjęcie: Thomas Traasdahl/Ritzau Scanpix/IMAGO

"Tak czy inaczej dostaniemy ją"

W swoim przemówieniu do Kongresu USA na początku marca prezydent Trump zwrócił się bezpośrednio do ludności Grenlandii: „Popieramy wasze prawo do decydowania o waszej przyszłości”. Jednak dwa zdania później sam Trump podał w wątpliwość to, jak poważnie traktuje prawo do samostanowienia, mówiąc: „Myślę, że dostaniemy [Grenlandię]. Tak czy inaczej, dostaniemy ją”.

W tej niepewnej sytuacji Grenlandia musi wziąć pod uwagę, że mogą pojawić się próby zewnętrznego wpływu – ze strony Rosji lub Chin, które realizują własne cele w zakresie bezpieczeństwa i polityki gospodarczej w Arktyce.

Duńska służba wywiadowcza PET wydała bardzo konkretne ostrzeżenie dotyczące rosyjskiej dezinformacji: „Zaobserwowano liczne przypadki fałszywych kont klientów w sieciach internetowych”, w tym kont, które „podszywały się pod duńskich i grenlandzkich polityków i przyczyniały się do polaryzacji opinii publicznej”.

Johan Farkas, adiunkt na Uniwersytecie Kopenhaskim, który specjalizuje się w zagadnieniach dezinformacji, jest świadomy takich postów, które krążyły również w rosyjskich mediach. Uważa on, że na ludność Grenlandii, która posługuje się głównie językiem grenlandzkim i duńskim, trudno jest wpłynąć w ten sposób. – Grenlandia jest bardzo małą i ściśle powiązaną społecznością. Moim zdaniem nie jest łatwo dotrzeć do nich za pomocą fałszywych kont lub podobnych środków, które znamy z innych programów wpływania na wybory  – ocenia Farkas w wywiadzie dla DW.

Syn Donalda Trumpa przyleciał na Grenlandię samolotem ojcaZdjęcie: Emila Stach/Ritzau Scanpix/IMAGO

Ekspert: Obawy o wpływ Muska lub Trumpa

– Moje obawy jako badacza dezinformacji odnoszą się bardziej do wpływu wielkiej polityki: na przykład, gdyby Elon Musk przeprowadzał wywiady na żywo z poszczególnymi kandydatami lub gdyby Trump wypowiadał się na korzyść niektórych kandydatów, co z pewnością stanowiłoby problematyczne zagrożenie dla wolnych i uczciwych wyborów – zaznacza naukowiec. Farkas nawiązuje tym samym do tygodni poprzedzających niemieckie wybory powszechne, w których Elon Musk przeprowadził wywiad na żywo z czołową kandydatką antysystemowej AfD, a zastępca Trumpa, JD Vance, wezwał niemieckie partie do współpracy z AfD.

Od początku roku kontrowersje pojawiają się również na Grenlandii. Według doniesień, influencerzy z ruchu Trumpa „Make America Great Again” rozdawali w stolicy Grenlandii Nuuk banknoty 100-dolarowe. Grenlandzki poseł Kuno Fencker udał się do Waszyngtonu i spotkał się z republikańskim posłem, który opowiedział się za przystąpieniem Grenlandii do USA.

Na kilka dni przed wyborami Farkas twierdził, że niebezpieczeństwo nie zostało jeszcze zażegnane. – Ale miesiąc temu martwiłem się bardziej niż dzisiaj – podkreśla.

Na początku lutego Inatsisartut, grenlandzki parlament, uchwalił ustawę zakazującą zagranicznych (poza duńskimi) i anonimowych darowizn na rzecz partii politycznych.

Premier Grenlandii Mute B. EgedeZdjęcie: LEIFF JOSEFSEN/Ritzau Scanpix/AFP/Getty Images

Czego chcą sami Grenlandczycy?

Około 57 tys. Grenlandczyków, którzy nazywają siebie Kalaallit, ma swoje własne problemy, które odgrywają rolę w wyborach - na przykład, które zasoby mineralne powinny być wydobywane i czy i którzy zagraniczni partnerzy powinni otrzymać na to koncesje. Dochody z górnictwa są również argumentem wysuwanym przez zwolenników niepodległości, ponieważ około jedna trzecia budżetu Grenlandii była dotychczas finansowana z duńskich dotacji.

Dla szefa rządu Mute Egede, który ubiega się o drugą kadencję, niepodległość pozostaje deklarowanym celem: „Nie chcemy być Amerykanami ani Duńczykami, jesteśmy Grenlandczykami. Amerykanie i ich przywódca muszą to zrozumieć” – napisał Egede na Facebooku po przemówieniu Trumpa w Kongresie.

Według eksperta ds. dezinformacji Johana Farkasa, sytuacja ta utrzyma się po wyborach 11 marca. – Ważne jest, aby poszerzyć naszą perspektywę i uznać, że zagrożenie to nie zniknie po wyborach. Tak długo, jak Stany Zjednoczone deklarują chęć przejęcia Grenlandii, ryzyko takich kampanii wpływu pozostanie – komentuje naukowiec.