1. Przejdź do treści
  2. Przejdź do głównego menu
  3. Przejdź do dalszych stron DW
PolitykaAustria

Wybory w Austrii. Czy prawicowi populiści sięgną po władzę?

Lucia Schulten
29 września 2024

Dziś Austriacy wybierają parlament. Przez długi czas prawicowa FPÖ prowadziła w sondażach. Ale po niszczycielskiej powodzi jej przewaga zmalała.

Lider Wolnościowej Partii Austrii (FPÖ) Herbert Kickl
Lider Wolnościowej Partii Austrii (FPÖ) Herbert KicklZdjęcie: Hans Punz/APA/picturedesk.com/picture alliance

W niedzielnych wyborach w Austrii nastąpi polityczne przetasowanie. I prawdopodobnie na następne pięć lat, ponieważ tyle trwa pełna kadencja parlamentarna w tym kraju. Około 6,3 miliona Austriaków uprawnionych do głosowania może dokonać wyboru między bardzo różnymi partiami. Podstawowym pytaniem jest jednak to, czy prawicowa Wolnościowa Partia Austrii (FPÖ) ponownie stanie się najsilniejszą siłą polityczną. Bowiem prawicowi populiści zdobyli najwięcej głosów w czerwcowych wyborach europejskich.

Prawicowa FPÖ od miesięcy na czele w sondażach

Od ponad roku FPÖ zajmuje pierwsze miejsce w sondażach z wynikiem nieco poniżej 28 punktów procentowych. Tuż za nią plasuje się konserwatywna Austriacka Partia Ludowa (ÖVP) z prawie 25 procentami i Socjaldemokraci z 20-procentowym poparciem. Zieloni, którzy obecnie są w rządzie, i liberalna partia NEOS walczą o czwarte miejsce z notowaniami na poziomie około dziesięciu procent. Nadzieję na pokonanie czteroprocentowego progu wyborczego mają jeszcze dwa małe ugrupowania: Komunistyczna Partia Austrii (KPÖ) i Partia Piwa pod wodzą artysty kabaretowego Dominika Wlaznego.

Tym razem dla austriackich wyborców szczególnie ważne są dwa tematy: migracja i bezpieczeństwo, mówi DW Sylvia Kritzinger, profesor nauk politycznych na Uniwersytecie Wiedeńskim.

Czy prawicowy populista Kickl może zostać kanclerzem?

„Niech się dzieje wola wasza” – to slogan wyborczy prawicowego populisty Herberta Kickla. Pzekonuje on, że chce zostać „kanclerzem ludu”. Jest to termin, którego używał również Adolf Hitler, choć Kickl zaprzecza, jakoby celowo czynił aluzję. Ale nawet gdyby zdobył najwięcej głosów, na drodze do realizacji jego planu stoi co najmniej dwóch innych ludzi. Po pierwsze, urzędujący kanclerz Karl Nehammer z ÖVP, a także prezydent Alexander Van der Bellen, do którego należeć będzie mianowanie kanclerza.

Kanclerz Austrii karl NehammerZdjęcie: STEFANIE LOOS/AFP

Według politologa Petera Filzmaiera głowa państwa może w sposób niezależny podejmować decyzję o tym, kogo mianować na szefa rządu. W Austrii kanclerz federalny nie jest wybierany przez parlament, wyjaśnia profesor polityki na Uniwersytecie Dunajskiego w Krems w odpowiedzi na zapytanie DW.

Van der Bellen z góry dał do zrozumienia, że nie mianuje Kickla na kanclerza. Mandat do sprawowania rządów niekoniecznie musi zatem przypaść zwycięzcy wyborów.

Nehammer nie chce rządzić z Kicklem

Także obecny kanclerz Karl Nehammer wielokrotnie wykluczał wejście w koalicję z Kicklem, a nawet prowadzenie negocjacji rządowych. W debacie telewizyjnej w tym tygodniu kanclerz nazwał swojego rywala „zradykalizowanym” i oskarżył go o rozpowszechnianie teorii spiskowych. Choć jednak Nehammer nie chce współpracować z samym Herbertem Kicklem, to nie wyklucza co do zasady współpracy z ugrupowaniem FPÖ.

Obserwatorzy dostrzegają zbieżności między ÖVP i FPÖ, na przykład w obszarach polityki gospodarczej i migracyjnej. Obie partie opowiadają się za restrykcyjnym kursem w polityce migracyjnej. W swoim manifeście wyborczym ÖVP opowiada się za „surowym systemem azylowym” i chce powstrzymać nielegalną migrację oraz stworzyć procedury rozpatrywania wniosków azylowych za granicą.

FPÖ zabiega o głosy, obiecując „twierdzę Austria”, chce odsyłania migrantów z granicy austriackiej, płotów granicznych i zawieszenia prawa do azylu w przypadku przeludnienia. Partia opowiada się również za tak zwaną „reemigracją”. Prawicowi populiści rozumieją przez to „deportacje wszystkich nielegalnych imigrantów na podstawie przepisów prawnych”.

Wiedeń podczas wrześniowej powodziZdjęcie: Willfried Gredler-Oxenbauer/picturedesk/picture alliance

ÖVP i FPÖ tworzyły już razem koalicję pod kierunkiem byłego kanclerza Sebastiana Kurza. Upadła ona jednak z powodu tak zwanej afery „Ibiza”. W FPÖ za wykluczone uchodzi to, by partia poświęciła swojego czołowego kandydata Kickla w imię wejścia do rządu w przypadku sukcesu wyborczego. Możliwe jest zatem, że ÖVP będzie starała się pozyskać do koalicji socjaldemokratów i trzecią partię, np. NEOS. Z uwagi na konflikt z Zielonymi wokół tzw. ustawy o renaturalizacji, ponowna koalicja ÖVP z tym ugrupowaniem wydaje się nieprawdopodobna. Trójpartyjny sojusz byłby nowością w Austrii.

Konserwatyści nadrabiają na ostatniej prostej

Zanim jednak wyborcy zaczęli stawiać krzyżyki na kartach do głosowania, doszło do przesunięć na ostatnich metrach. Według najnowszych sondaży przewaga FPÖ nad ÖVP wynosi zaledwie od jednego do dwóch procent. Może to być również spowodowane niszczycielskimi powodziami, które zalały dużą część kraju prawie dwa tygodnie temu. Dla urzędującego kanclerza Nehammera była to przynajmniej okazja do zaprezentowania się jako energiczny menedżer w czasie kryzysu. Dla FPÖ było to „z pewnością niekorzystne”, mówi politolog Filzmaier. Ponieważ do czasu powodzi temat imigracji, a zatem kluczowa kwestia dla FPÖ, dominował w kampanii wyborczej.

– Jestem głęboko przekonany, że nasz kanclerz będzie nadal nazywał się Karl Nehammer – mówi Alexander Pröll, kandydat ÖVP, który w zeszły czwartek prowadził kampanię w Wiedniu. Rozdawał torby z drobnymi upominkami, w tym chusteczkami do nosa. Będą potrzebne, jeśli Kickl zostanie kanclerzem. Ale do tego nie dojdzie, przekonuje Pröll.