1. Przejdź do treści
  2. Przejdź do głównego menu
  3. Przejdź do dalszych stron DW

Wybory w Nadrenii testem dla rządzącej koalicji w Berlinie

9 maja 2010

Wyborcy Nadrenii Północnej-Westfalii głosując w niedzielę decydują nie tylko o lokalnych władzach, ale także o przyszłości rządzącej koalicji w Berlinie. Z ostatnich sondaży wynika, że wszystkie warianty są możliwe.

Plakaty wyborcze Jürgena Rüttgersa (CDU) i Hannelore Kraft (SPD)
Plakaty wyborcze Jürgena Rüttgersa (CDU) i Hannelore Kraft (SPD)Zdjęcie: AP/dpa/DW

Wybory do parlamentu krajowego w Nadrenii Północnej-Westfalii w 60-letniej historii Republiki Federalnej Niemiec zawsze wywoływały największe emocje. Nadrenia Północna – Westfalia jest najludniejszym landem Niemiec (prawie 18 mln) i najbardziej uprzemysłowionym. „To przemysłowe i gospodarcze serce Niemiec” – mówił na ostatnim wiecu w tej kampanii przewodniczący SPD, Sigmar Gabriel. To wszystko sprawia, że Nadrenia Północna-Westfalia jest najważniejszym politycznie krajem związkowym RFN. Ale wybory, które odbędą się tam 9 maja, mają jeszcze większe znaczenie, niż zazwyczaj.

Angela Merkel (CDU) i Guido Westerwelle (FDP). Chociaż nie kandydują, to wybory w Nadrenii Północnej-Westfalii będą testem dla ich wspólnych, półrocznych rządów.Zdjęcie: AP

Test dla Merkel i Westerwelle

Siedem miesięcy po wyborach powszechnych do Bundestagu i pół roku po zaprzysiężeniu rządu nowej koalicji (CDU/CSU i FDP) mieszkańcy Nadrenii Północnej – Westfalii idą do urn. I choć nie decydują o przyszłości całego państwa, a jedynie swojego landu, to media traktują to głosowanie jak test i sprawdzian popularności dla CDU/FDP na szczeblu federalnym. Tym bardziej, że podobna koalicja, która rządzi Niemcami od sześciu miesięcy, kieruje Nadrenią Północną - Westfalią od 5 lat. Ponadto, jeśli CDU i FDP osiągną słaby wynik, to chrześcijańscy demokraci liberałowie stracą większość w Bundesracie, izbie wyższej niemieckiego parlamentu, w której zasiadają przedstawiciele krajów związkowych. A to będzie oznaczać poważne problemy dla gabinetu kanclerz Merkel. Utrata większości w Bundesracie znacznie utrudni forsowanie rządowych reform.

To ta dwójka stoczy bitwę o NRW. Hannelore Kraft i Jürgen Rüttgers podczas telewizyjnej debaty. 26.04.2010Zdjęcie: picture alliance / dpa

Wiadomo, że nic nie wiadomo

Ostatnie sondaże opublikowane w piątek (7.05) niczego nie przesądzają. Możliwe są wszystkie polityczne układanki. Według ośrodka badania opinii publicznej Forsa, CDU i SPD cieszą się dokładnie takim samym, 37-procentowym poparciem. Na trzecim miejscu plasują się Zieloni z 10 procentami. Następnie liberałowie z FDP z 6 procentami. Stawkę zamyka Linkspartei z 5-punktowym poparciem. Instytut TNS EMNID publikuje badania, z których wynika, że CDU z 37 procentami może wygrać wybory. SPD cieszy się 33-procentowym poparciem. Zieloni 12-procentowym. A FDP 8-procentowym. Linkspartei natomiast może liczyć na 5 procent głosów. Oba sondaże prognozują polityczny pat, bo żadna z dwóch klasycznych niemieckich koalicji (CDU z FDP lub SPD z Zielonymi), nie zdobyłaby absolutnej większości. Dlatego, jak pisze na swoich stronach internetowych tygodnik Der Spiegel, wciąż możliwych jest siedem koalicji. 1. Wielka koalicja (CDU – SPD). 2. CDU - FDP. 3. CDU-Zieloni. 4. SPD – Zieloni. 5. „Koalicja świateł drogowych“ ( od kolorów partyjnych sztandarów) (SPD- FDP- Zieloni). 6. SPD –Linkspartei– Zieloni). 7. CDU – FDP – Zieloni).

Tendencje

Sondaże, prowadzone od miesięcy w Nadrenii Północnej –Westfalii, wskazują na wzrost poparcia dla socjaldemokratów (w listopadzie 2009 roku cieszyli się poparciem w okolicach 30 procent) i spadek dla chrześcijańskich demokratów z CDU (w listopadzie 2009 mogli jeszcze liczyć na nieco ponad 40-procentowe poparcie). Im bliżej wyborów, w badaniach tracą poparcie trzy, pozostałe mniejsze ugrupowania: Zieloni, FDP i Linkspartei . To skutek intensywnej kampanii wyborczej, prowadzonej przez dwójkę dużych graczy. Opinie wyborców ulegają coraz większej polaryzacji. Także dlatego, że te wybory postrzegane są jako test dla rządu w Berlinie.

Hannelore Kraft jest wiceprzewodniczącą SPD dopiero od listopada 2009 roku.Zdjęcie: picture alliance / dpa

Siłaczka

Choć mieszkańcy Nadrenii Północnej – Westfalii nie wybiorą w niedzielę w wyborach bezpośrednich premiera landu, bo to landtag wybiera premiera, to kandydaci na ten urząd odgrywali ogromną rolę w tej kampanii.

Bez względu na to, czy wygra, to już można mówić o sukcesie kandydatki na premiera z ramienia SPD, Hannelore Kraft. Startowała ona z niewielkimi szansami. Jeszcze w listopadzie ubiegłego roku, według badań instytutu Forsa, jedynie 21 procent mieszkańców tego landu było skłonnych na nią zagłosować. Jej kontrkandydata z CDU, obecnego premiera landu, Jürgena Rüttgersa, popierało wtedy 52 procent. Według najnowszych prognoz barometru politycznego ZDF Kraft cieszy się 43-procentowym poparciem, a tym samym prześcignęła urzędującego premiera Rüttgersa, który może liczyć obecnie na poparcie 41 procent.

Hannelore Kraft urzekła w tej kampanii otwartością i językiem. Według Süddeutsche Zeitung dialekt z Zagłębia Ruhry, którego bez skrępowania publicznie używa Kraft, był jednym z czynników, który zbliżył ją do ludzi. Zresztą najlepiej wypada w kontaktach bezpośrednich. Chętnie wchodzi w tłum, odpowiada na pytania i ma nadludzką cierpliwość do pozowania do pamiątkowych zdjęć i rozdawania setek autografów. Wielu komentatorów zwraca także uwagę na jej kobiecość. Ta żona elektryka, matka nastoletniego syna, dyplomowana ekonomistka, walczy, jak głoszą jej plakaty, o „sprawiedliwą Nadrenię Północną - Westfalię”. Jak przystało na socjaldemokratkę, opowiada się za „sprawiedliwością społeczną”. W kampanii główne akcenty kładła na solidne wykształcenie, od przedszkoli po uniwersytety, które „musi swoje kosztować”, i utrzymanie zasiłków socjalnych, w tym tzw. Hartz IV (zasiłek dla długotrwale bezrobotnych). Kraft najchętniej widziałaby się w koalicji z Zielonymi, ale nigdy nie wykluczyła także koalicji z Linkspartei.

Jürgen Rüttgers jest znanym politykiem w Niemczech. Od 2000 roku jest jednym z czterech wiceprzewodniczących CDU.Zdjęcie: AP

Polityk wagi ciężkiej

Jürgen Rüttgers to prawdziwy człowiek polityki. W odróżnieniu od Kraft, która na polityczne salony weszła dekadę temu, Rüttgers już w latach 70-tych rozklejał wyborcze plakaty CDU. Przeszedł wszystkie szczeble politycznej kariery. Zaczynał od gminnego, potem działał na poziomie landu, aż w końcu, w 1994 roku, kanclerz Helmut Kohl powołał go do swojego gabinetu, jako ministra ds. edukacji, nauki i technologii. Po przegranych wyborach przez CDU, w 1998, roku wrócił do polityki landowej. W roku 2005 wygrał wybory w Nadrenii Północnej-Westfalii i stworzył koalicję z FDP. Tym samym został pierwszym od 39 lat premierem tego landu z CDU. Przez blisko cztery dekady urząd ten sprawowali politycy SPD. Jak zauważają politolodzy, Rüttgers wygrywa swoją autentycznością. Stawia na proste, łatwo zrozumiałe przemówienia. Prawie wcale nie używa obco brzmiących słów. Podczas, gdy Kraft mówi dużo o „systemie” i „procedurach”, Rüttgers odpowiada, że trzeba „działać szybko i nie oglądać się na biurokrację”. Cieniem na jego karierze kładzie się tzw. afera sponsorska. Tygodnik Der Spiegel ujawnił, że biznesmeni, którzy chcieli mieć spotkanie lub zdjęcie z Rüttgersem, musieli wpłacić na konto partii kilka tysięcy euro. Rüttgers bronił się, że o niczym nie wiedział, i że inni premierzy landów działają podobnie, ale chyba to najbardziej wpłynęło na jego ostatnie notowania. Podobnie, jak Hannelore Kraft nie wykluczył żadnej możliwej koalicji, oprócz układu z komunistami, choć chciałby kontynuować rządy z liberałami.

Marcin Antosiewicz

red. odp.: A. Paprzyca