Od maja berlińczycy nie mogą bez specjalnego zezwolenia wynajmować mieszkań turystom. Czy to godny do naśladowania przykład aktywnej polityki mieszkaniowej samorządu, czy ograniczenie swobód? Zdania są podzielone.
Reklama
Super lokalizacja, świetna cena, miejsce parkingowe gratis – tylko w Berlinie i tylko na jednym z popularnych portali umożliwiających wynajem własnych przestrzeni turystom, zarejestrowanych jest ponad 17 tysięcy prywatnych apartamentów.
Ostry spór z samorządowcami
Do tej pory biznes kręcił się wyśmienicie – ku zadowoleniu berlińczyków, którzy dużo intratniej mogli wynajmować swoje mieszkania, oraz turystów, którzy korzystali z platform sharingowych głównie z powodu oszczędności. Tymczasem od maja br., decyzją Berlińskiej Izby Deputowanych, tego typu działalność bez specjalnego zezwolenia jest nielegalna.1 maja skończył się dwuletni okres przejściowy ustawy przeciwdziałającej wykorzystaniu lokalu niezgodnie z przeznaczeniem. Do tego właściciele platform pośredniczących w wynajmie od osób prywatnych zostali prawnie zobowiązani do udzielania informacji na temat właścicieli lokali.
Jaki jest powód wprowadzenia tak restrykcyjnego prawa? Zdaniem berlińskich deputowanych, niekontrolowane wynajmowanie tzw. "normalnych" mieszkań winduje czynsze i powoduje kurczenie się rynku mieszkań na wynajem. Przypomnijmy: obecnie ok. 85% berlińczyków mieszka w czynszówkach. Do tego dochodzi rosnący problem relokacji uchodźców. Każdemu właścicielowi, którty nie dostosuje się do nowego prawa, grozi grzywna do 100 tys. euro.
Berlińska Wyspa Muzeów w całej swej okazałości
Imponująca wysokość grzywny pokazuje, że ma być ona przede wszystkim straszakiem. Szczególnie dla tych, którzy jeszcze nie są w „biznesie”. Jednak to, co de facto jest zgodne z obowiązującym prawem, a co nie, jest wciąż niejasne i kontrowersyjne.
Wielu prawników łamie sobie głowę nad tym, co należy rozumieć pod pojęciem wydawania zezwoleń w świetle dobrze pojętego "interesu publicznego" lub "godnej ochrony interesu prywatnego". Niektórzy mają nawet wątpliwości, czy ustawa jest zgodna z berlińskimi ustawami. Opozycja zaś nie widzi szansy na sprawne egzekwowanie nowych przepisów. Tym bardziej, że wysokie grzywny mają dotyczyć przede wszystkim osób prywatnych, tzw. które tylko okazjonalnie chcą wynająć turystom własne mieszkanie.
Prawodawca przewidział pewne odstępstwa od reguły: dozwolone jest wynajmowanie pokoju, gdy jego właściciel mieszka w tym samym mieszkaniu. Można wynająć maksymalnie połowę powierzchni mieszkania. Ale wiele innych pytań pozostaje wciąż otwartych.
Dzielnice Berlina, które muszą wdrożyć ustawę pomimo krytyki, reagują bardzo różnie. Niektóre z nich zobowiązały się do nienakładania kar na wynajmujących, dopóki nie będzie werdyktu sądowego, precyzującego sprzeczne kwestie. Inne, tak na przykład Mitte, z impetem podchodzi do wdrażania nowych regulacji, i stara się nie przyznawać żadnych specjalnych zezwoleń. Stephan von Dassel, miejscowy deputowany, zapowiedział na łamach "Berliner Zeitung", że odrzuci 95 procent wniosków.
Zero sankcji dla wynajmujących
Właściciel portalu Airbnb krytycznie postrzega rozwój sytuacji w Berlinie. W ostatniej chwili włączył się do debaty społecznej. W połowie marca amerykańska firma zleciła przeprowadzenie reprezentatywnego badania wśród mieszkańców stolicy Niemiec. Rezultat: ponad 70 procent mieszkańców Berlina nie akceptuje kar dla wynajmujących. Na szczęście widmo "aktywnej" polityki samorządowców bezpośrednio nie dotknie turystów. Choć z pewnością sprawi, że podczas tegorocznego wypadu do Berlina będzie trzeba głębiej sięgnąć do kieszeni.
DPA /Agnieszka Rycicka
Śladami berlińskiego muru i jego sztuki
Berliński mur i jego upadek do dzisiaj inspiruje artystów. Od ogromnych malowideł na East Side Gallery do niepozornych instalacji rozwijających skrzydła dopiero w ciemności.
Zdjęcie: DW/Frederike Müller
Najdłuższy oryginalny fragment muru
Jak magnes przyciąga turystów: 118 artystów z 21 krajów stworzyło w 1990 roku East Side Gallery. Galeria pod chmurką jest idealnym punktem wypadowym do spaceru śladami berlińskiego muru. W całym mieście pełno jest znanych i mniej znanych miejsc dokumentujących przebieg muru i odkrytych przez artystów.
Zdjęcie: DW/Frederike Müller
Graffiti
Na fragmencie muru w Parku Muru (Mauerpark) w dzielnicy Prenzlauer Berg nieustannie pojawiają się nowe motywy. Mur jest oryginalny, graffiti są zawsze nielegalne, ich wymowa często polityczna. Berlin stał się centrum Sztuki Ulicznej – także dzięki murowi malowanemu od lat 80-tych. Betonowa zapora w dzisiejszym Mauerpark tworzyła wewnętrzną część berlińskiego muru po stronie Berlina Wschodniego.
Zdjęcie: DW/Frederike Müller
Królik po berlińsku
W strefie śmierci berlińskiego muru żyły przez dziesięciolecia całe pokolenia dzikich królików. Poświęcony im film Bartosza Konopki „Królik po berlińsku” został nominowany do Oskarów. Berlińska artystka Karla Sachse uwieczniła je w „króliczym polu“, na miejscu dawnego przejścia granicznego Chausseestraße między dzielnicami Wedding i Mitte.
Zdjęcie: Lars Wendt
Relikty minionej epoki
Mieszkańcy Berlina Zachodniego i obywatele NRD posiadający wizy mogli przejść na drugą stronę muru mostem Sandkrugbrücke przy Invalidenstraße. Mozaika dzieła artystki Gabriele Basch wizualizuje tęsknoty obywateli NRD - symbole „złotego Zachodu“. Logo Shella, Mercedesa czy Lufthansy przypominają dzisiaj relikty dawno minionej epoki.
Zdjęcie: DW/Frederike Müller
Hołd ofiarom muru
Dzielący miasto berliński mur przebiegał przez środek dzisiejszej dzielnicy rządowej. Grupa artystów, wśród nich Ben Wagin, stworzyła tam w 1990 roku „Parlament drzew“. Na fragmentach muru umieszczone są cytaty z lat przełomu politycznego i grafiki symbolizujące ucieczki i przemoc. Instalację uzupełniają tablice upamiętniające ludzi zabitych podczas próby ucieczki z NRD.
Zdjęcie: Lars Wendt
Codzienność w podzielonym mieście
Panorama przy Checkpoint Charlie stworzona przez artystę Yadegara Asisi pozwala chociaż w przybliżeniu wyobrazić sobie, jaki widok roztaczał się jeszcze ćwierć wieku temu z Kreuzbergu na dzielnicę Mitte w Berlinie Wschodnim. Na początku lat 80-tych Asisi sam żył na Kreuzbergu.
Zdjęcie: Tom Schulze
Strażnicy zimnej wojny
W 1961 roku na przejściu Checkpoint Charlie stanęły naprzeciw siebie sowieckie i amerykańskie czołgi. Te dramatyczne chwile przypomina dzisiaj instalacja Franka Thiela przy Checkpoint Charlie: amerykański i rosyjski żołnierz, zwróceni do siebie plecami patrzą z góry - jeden na zachodnie, drugi na wschodnie terytorium.
Zdjęcie: Lars Wendt
Pop Art na murze
Freedom Park otwarty w 2012 roku przy Checkpoint Charlie budzi kontrowersje. Kto lubi, może kupić tam fragment muru pomalowany przez artystów pop-artu, jak choćby nowojorskich twórców Jamesa Rizzi czy Lisy Grubb. Jako jeden z pierwszych fragment muru po zachodniej stronie pomalował w latach 80-tych Keith Haring.
Zdjęcie: DW/Frederike Müller
Zwycięzcy i przegrani
Na byłym przejściu granicznym na moście Oberbaumbrücke dwa rozświetlone koła grają w „papier, kamień, nożyce”. Tak jak w dziecięcej wersji tej gry, w instalacji Thorstena Goldberga o zwycięstwie lub przegranej decyduje przypadek.
Zdjęcie: Lars Wendt
Unwersalne przesłanie
Jesteśmy sumą molekułów, uświadamia nam „Molecule Man”, rzeźba Jonathana Borofsky’ego w pobliżu Oberbaumbrücke. Trzy aluminiowe figury, każda wysoka na 30 metrów zdają się unosić nad powierzchnią wody. Rzeźba w środku niegdysiejszej rzeki granicznej Szprewy, jest symbolem człowieczej egzystencji. Sztuka muru z uniwersalnym przesłaniem.