Wystawa w Berlinie: III Rzesza, praca przymusowa i wojna
29 września 2010Już wizualne wrażenie jest ogromne. W zaciemnionych pomieszczeniach rozświetlone są tylko gabloty z czarno-białymi zdjęciami, setkami zdjęć. Ułożone w serie, uzupełnione dokumentami, relacjami świadków historii dają obraz zbrodni, jaką była praca przymusowa i niewolnicza w czasach nazizmu. Wystawa nie jest ani sucha, ani patetyczna. "Nie znajdzie się też w niej moralizowania" - mówi Volkhard Knigge, dyrektor sprawującej kuratelę nad wystawą Fundacji Miejsca Pamięci Buchenwald i Mittelbau-Dora w Turyngii - „za to lakoniczne – tak było, ludzie musieli to przeżyć, wytrzymać i jakoś potem z tymi wspomnieniami żyć”.
Uczciwa wystawa
Podstawą wystawy są losy 60 robotników przymusowych, reprezentatywnych dla (licząc od 1933 r. niemieckich więźniów politycznych) ponad 20 milionów mężczyzn, kobiet i dzieci z całej Europy świadczących pracę niewolniczą na rzecz III Rzeszy. „Gdybym miał powiedzieć jednym słowem: wystawa jest prawdziwa, jest uczciwa”, powiedział DW zaproszony na otwarcie wystawy Marian Turski, historyk i dziennikarz, przewodniczący Rady Muzeum Historii Żydów Polskich, były więzień obozów koncentracyjnych Auschwitz i Buchenwald.
Element nazistowskiej ideologii
Najpierw przemilczana, przez wiele lat praca przymusowa i niewolnicza uważana była za uboczny produkt II wojny światowej. Nie była nim w żadnym wypadku, od początku była elementem nazistowskiej ideologii, podkreśla Volkhard Knigge: „Wystawa pokazuje, jak głęboko rasistowska ideologia nazizmu przeniknęła do niemieckiego społeczeństwa”.
Już w 1933 roku, w trzech obozach koncentracyjnych w pobliżu niemiecko-holenderskiej granicy pracę niewolniczą musieli świadczyć więźniowie polityczni. Niespełna dwa tygodnie po napaści na Polskę, 12 września 1939 roku w Łodzi został uruchomiony Urząd Pracy – Arbeitsamt. Pod koniec wojny na terenach III Rzeszy i w okupowanych przez nią krajach, niemal połowę pracowników w rolnictwie stanowili robotnicy przymusowi, jedną trzecią w przemyśle zbrojeniowym i budownictwie, jedną czwartą w górnictwie. Pracowali w rzemiośle i gospodarstwach domowych. Zawsze obowiązywała ścisła hierarchia: Niemcy jako „rasa panów”, potem mieszkańcy krajów Europy Zachodniej i Północnej, na końcu społeczej drabiny „Ostarbeiter” - Polacy i mieszkańcy ZSRR, wreszcie Żydzi, Sinti i Romowie. Przy powszechności i powszedniości pracy przymusowej każdy Niemiec musiał sam zdecydować, czy będzie traktował robotnika przymusowego zgodnie z tą hierarchią, czy okaże mu resztki człowieczeństwa. To aspekt, który dotąd albo nadzwyczaj rzadko, albo wcale nie był podejmowany w debatach wokół pracy przymusowej i niewolniczej. Dziś taką dyskusję chcą sprowokować inicjatorzy wystawy. „Najważniejszym, czego możemy się spodziewać po tej dyskusji, to uzmysłowienie sobie faktu, jak bardzo kwestia pracy przymusowej dotyczy całego niemieckiego społeczeństwa. Nie była to tylko sprawa organów państwowych, Wehrmachtu, czy poszczególnych grup”, mówi Günter Saathof, członek zarządu Fundacji „Pamięć, Odpowiedzialność i Przyszłość”, która zainicjowała i kosztem 4 mln euro sfinansowała wystawę.
Deficyty w wiedzy o pracy przymusowej
Tylko 17 procent Niemców jest świadomych, że w latach II wojny światowej pracę przymusową i niewolniczą musiało świadczyć na rzecz III Rzeszy ponad 13 mln ludzi. Najmniej wiedzą o niej osoby starsze, powyżej 65 lat, zainteresowana tematem jest natomiast młodzież. Sondaż przeprowadzony na zlecenie Fundacji „Pamięć, Odpowiedzialność i Przyszłość” wykazał, że co prawda tylko 28 procent ankietowanych w wieku od 14 do 18 lat dogłębnie zajmowało się kwestią pracy przymusowej i niewolniczej w szkole, ale aż 80 procent młodzieży uważa temat za ciekawy lub wręcz bardzo ciekawy.
Sondaż badał też opinie na temat zakończonych w 2007 roku wypłat odszkodowawczych dla ofiar pracy przymusowej i niewolniczej. Dziewięciu na dziesięciu ankietowanych pochwala wypłatę odszkodowań, ale zdaniem 52 procent nie są one wystarczające. Także tylko połowa badanych uważa, że przyczyniły się one do pojednania z Polską, sceptycznych jest 39 procent.
„Wyniki tego sondażu utwierdziły nas w przekonaniu, jak potrzebna jest ta wystawa”, mówi Günter Saathof. A zdaniem Cilly Kugelmann, dyrektorki programowej Muzeum Żydowskiego w Berlinie: „Jest to najważniejsza wystawa po ‚Zbrodniach Wehrmachtu', bo nigdy jeszcze ten aspekt nazizmu nie był pokazywany w tak kompleksowy sposób”.
Wystawa, nad którą partonat przejął prezydent Niemiec, Christian Wulff, jest wystawą wędrowną. W Berlinie czynna będzie do końca stycznia 2011 roku, po czym pojedzie do Warszawy. W planie jest pokazanie wystawy także w innych europejskich stolicach i w USA.
Elżbieta Stasik
red. odp. Bartosz Dudek