1. Przejdź do treści
  2. Przejdź do głównego menu
  3. Przejdź do dalszych stron DW

Z Davidem Bowie śladami Berlina Zachodniego

Elżbieta Stasik19 lutego 2013

Po 10 latach przerwy, na początku stycznia David Bowie opublikował nowy singel - nostalgiczną podróż w czasie, w szalone lata Berlina Zachodniego. Co takiego było w atmosferze tego miasta?

Rückenansicht Wolfgang Müller, im Chaos 1980 (aus: Blickpunkt. Das Jugend-Journal mit Durchblick, 13. November 1980), Foto: Elfi Fröhlich; © VG Bild-Kunst, Bonn 2012***Pressebild nur für die aktuelle, themengebundene Berichterstattung***via anna ilin
Zdjęcie: VG Bild-Kunst, Bonn 2012

“Where Are We Now?”, nowy utwór Davida Bowie, którego premiera miała miejsce 9 stycznia, dzień po 66 urodzinach muzyka, jest pełen zadumy, trochę smutny. Przesycony atmosferą Berlina Zachodniego lat 80-tych, miejsc, z którymi artysta do dzisiaj czuje się związany. Niewiele z nich zostało. W jego dawnym mieszkaniu przy Hauptstrasse w dzielnicy Schöneberg jest dziś gabinet dentystyczny. Większość z ówczesnych knajpek i legendarnych klubów, jak „Dschungel”, czy „Risiko” nie istnieje.

Nocne życie

Claudia Skoda dobrze znała Davida Bowie. Z jego teledysku do nowego utworu nie jest zadowolona. Zbyt posępny, zbyt smutny, uważa. Claudia wspomina Berlin Zachodni lat 70-tych i 80-tych jako miasto, w którym żyło się i pracowało według zasady: „jeżeli masz ochotę”, bez panującej dzisiaj presji, zwłaszcza finansowej. Claudia jest projektantką mody, specjalizuje się w dzianinie. Pierwszą pracownię miała na berlińskim Kreuzbergu, w typowych dla Berlina dawnych pomieszczeniach fabrycznych. Dziś przeniosła się do nobliwego centrum miasta, ale zawsze chętnie wspomina berlińskie lata swojej młodości. Tyle, że bez nostalgii.

Jeden z pierwszych pokazów mody Claudii Skody, lata 70-te, Berlin Zossener Str.Zdjęcie: Claudia Skoda

Życie Berlina Zachodniego toczyło się nocą, wspomina. Najpierw szło się do klubów, Wówczas były to po prostu dyskoteki: „Park”, „Dschungel” z ich psychodeliczną muzyką, koncertami na żywo. Nad ranem jeszcze jakieś bary i na zakończenie nocnych eskapad tort „u Włocha na Kudammie”. Ale to nocne życie, to też długie, polityczne dyskusje. Tematy: RAF, squatersi, punk.

Berlin Zachodni to był też mur, przecinający miasto. „Wschód” był w zasięgu ręki i jednocześnie nieskończenie daleko – opowiada Claudia. Dzieci w Berlinie Zachodnim oglądały „Piaskowego dziadka” w zachodniej i wschodniej wersji. Dziś dawno już zniknęła świadomość, że „świat tuż za twoimi drzwiami jest zupełnie inny”.

Zachodnioberlińska subkultura

Wolfgang Müller jest autorem wydanej właśnie książki o subkulturze Berlina Zachodniego. Wydawnictwo zdecydowało się na druk półtora tysiąca egzemplarzy. Po trzech tygodniach wszystkie zniknęły z księgarni.

Na prawie 600 stronach Wolfgang Müller oferuje czytelnikowi wgląd w życie dawnego Berlina Zachodniego. Książka jest pełna anegdot, historyjek, refleksji. Bez nostalgii i gloryfikowania, ale z dużą dozą humoru.

Wolfgang Müller studiował w Berlinie sztuki piękne, ale zachodnioberlińskie galerie wydawały mu się zbyt konserwatywne. Zajął się więc muzyką. Jego eksperymentalny zespół założony na początku lat 80-tych nazywał się „Die tödliche Dori” (Śmiertelna Doris), debiutował na berlińskim „Festiwalu Genialnych Dyletantów”.

"Śmiertelna Doris", pierwszy z lewej Wolfgang Müller, Berlin 1989Zdjęcie: Susanne Schleyer/Heinz Havemeister

Przestrzeń do życia

Charakterystyczny dla Zachodniego Berlina wolny duch był tym magnesem, który przyciągał artystów i tych, którzy się za artystów uważali. Wysoko subwencjonowane miasto-wyspa, zarazem bałaganiarskie i trochę zaniedbane, dawało im jedyną w swoim rodzaju możliwość rozwinięcia skrzydeł. Oazą było też miasto dla zachodnioniemieckich młodych mężczyzn, którzy odmawiali służby wojskowej. Kto był zameldowany w Berlinie Zachodnim, był z tego obowiązku zwolniony.

Turystów wówczas jeszcze nie było, a jeżeli już, to na pewno nie takie tłumy, jak dzisiaj. Z zagranicy przyjeżdżali przede wszystkim artyści ciekawi życia w tym osobliwym mieście. Wśród nich Iggy Pop, Jim Jarmusch, Nick Cave, czy właśnie David Bowie.

Urodzony w Wolfsburgu Wolfgang Müller, dziś stuprocentowy berlińczyk, uważa, że Berlin Zachodni przyciągał zwłaszcza tych, którzy chcieli uciec od rozpoczynającego się w Zachodnich Niemczech „wyścigu szczurów”. Była to może jedyna zaleta berlińskiego muru – przestrzeń, w której wytworzył się swoisty biotop alternatywnego sposobu życia.

Berliński mur, w oddali wieża telewizyjna na Alexander Platz, 1985Zdjęcie: imago/imagebroker

Także dzisiaj Berlin przyciąga ludzi, którzy chcą poeksperymentować, popróbować nocnego życia, sprawdzić się w sztuce, czy zawodowo. Pytanie, czy jest to możliwe. To, co w latach 70-tych i 80-tych uchodziło za skandaliczne, dzisiaj jest modą. A poza tym, obok artystów miasto odkryli inwestorzy. Wnoszą co prawda pieniądze, ale zarazem eksplodują w Berlinie ceny.

Berlin dzisiaj

Wolfgang Müller ma swoje miejsce, w którym jego zdaniem, żyje jeszcze duch starego Zachodniego Berlina. To „Galeria studio St. St” przy Sanderstrasse w dzielnicy Neukölln, przybytek przypominający po trosze galerię, po trosze salon i kabaret. Szefowa Juwelia z otwartymi ramionami wita każdego gościa, bez względu na to, czy „ma drogie, czy tanie buty“.

"Galerie Studio St. St." przy SanderstrasseZdjęcie: Anna Ilin

W „Galerii studio St. St” króluje róż. Płyty z „Różową panterą”, różowy szampan. Na ścianach obrazy pędzla Juwelii: martwa natura z ciastem, długie nogi w pończochach, butelki szampana.

Juwelia żałuje, że akurat tego wieczoru nie ma muzyki na żywo; za mało gości. Ale raz po raz ktoś zagląda, siada w obciągniętych satyną fotelikach i zaczyna się rozmowa. Para młodych Londyńczyków opowiada, że zamierza zostawić po sobie ślad – graffiti w berlińskim śródmieściu. Goście popijają wino, karty win nie ma. W „Galerii studio St. St” pije się to, co akurat jest, po czym wrzuca parę groszy do puszki. Jak to w Berlinie. Trochę z tego wolnego ducha zostało.

DW / Elżbieta Stasik

red. odp.: Iwona D. Metzner