1. Przejdź do treści
  2. Przejdź do głównego menu
  3. Przejdź do dalszych stron DW

z lotu PTAKa: Czy Bóg mieszka w Niemczech?

Urszula Ptak
20 kwietnia 2019

Bóg mieszka w Niemczech nie w pałacu, a w mieszkaniu czynszowym. Ma na szczęście starą umowę najmu, ale nie wiadomo czy zostanie na stałe. Idą zmiany. FELIETON

Deutschland Kirche vor Ostern verhülltes Kreuz
Kościół Św. Ducha w Monachium Zdjęcie: picture-alliance/dpa/S. Hoppe

Nie ma najmniejszych wątpliwości, że religia w Niemczech to coś całkowicie innego niż w Polsce. Po pierwsze kraj został 500 lat temu przeorany przez reformację i kilka stuleci był podzielony na protestancką północ i katolickie południe. Podział ten jeszcze pięćdziesiąt lat temu odgrywał ważną rolę. Mojej ewangelickiej koleżance babcia zabraniała się bawić z katolickimi dziećmi, mieszane małżeństwa były niemile widziane. Gdy protestancka córka prezydenta Niemiec Gustava Heinemanna wyszła za mąż za katolika, ojciec zapłacił za to wysoką cenę. Uta Ranke-Heinemann stała się jedną z najwybitniejszych teolożek katolickich, krytykującą dogmaty wiary, podważającą supremację mężczyzn nad kobietami. Jej małżeństwo było udane, ale religijny wybór życiowy przyniósł same rozczarowania, zmiana w Kościele, o którą walczyła całe życie, nie nadeszła.

Niemcy podzieleni na trzy

Po drugie zmienił się jednak świat. Jedna trzecia Niemców to katolicy, kolejna to protestanci, kolejna niewierzący. W ciągu ostatnich lat miliony ludzi wypisały się z Kościołów. Tylko w samym 2017 roku wypisało się z Kościoła katolickiego 167 504 osób, gdy się do tego doda ponad ćwierć miliona pogrzebów, to zobaczymy skalę zjawiska. W Niemczech żaden hierarcha nie odważyłby się obrazić wiernych. „Jesteśmy wdzięczni, że 28 procent obywateli kraju należy do naszego Kościoła” - to głos niemieckiego episkopatu. Puste budynki, kurczące się parafie, brak chętnych do seminariów. A jednak to wciąż potężna instytucja, ma nie tylko pieniądze, ale i kadry teologów z prawdziwego zdarzenia. To zaplecze intelektualne i finansowe, którego nie można w Europie lekceważyć.

Urszula PtakZdjęcie: Nikolai Sperling

Obojętność

Hierarchowie niemieccy widzą to, czego nie widzą polscy. Kościoły katolicki i ewangelicki są pogrążone w głębokim kryzysie, ich oferta nie spotyka się z zainteresowaniem, nie maja wpływu na to, jakimi tematami żyje społeczeństwo. Biskupi są niemedialni. Katolicy pokładali wielkie nadzieje w lutowym synodzie w Watykanie. Liczono nie tylko na rozliczenie z pedofilią, ale i na głęboko idące reformy w skostniałej strukturze Kościoła, na zmianę podejścia do celibatu, do roli kobiet w Kościele. Przecież jest czymś nienormalnym, że większa część wiernych, jaką stanowią kobiety, nie należy do grona decyzyjnego, że grupa starszych mężczyzn trzyma całą władzę w swoich rękach. W żadnym demokratycznym państwie rzecz nie do pomyślenia. Czy zmiana nie nadejdzie jednak wtedy, gdy już to absolutnie nikogo nie będzie w Europie zachodniej obchodzić?

Wiara i podatki

Większość moich znajomych jest od dawna niewierząca, ale należała do Kościołów ze względów humanitarnych, traktując podatek kościelny jako działalność dobroczynną. Płacę, zatem wspieram instytucje, które pomagają biednym na świecie, prowadzą ośrodki dla niepełnosprawnych, szkoły dla biednych w Afryce, szpitale itd. Latami tak traktowaliśmy tę comiesięczną daninę. Po medialnych doniesieniach o udziale przedstawicieli Kościoła katolickiego w kryciu przestępstw seksualnych we własnych szeregach, argumenty wspierania tej organizacji religijnej straciły swoją atrakcyjność.

Kościół ewangelicki nie wypada lepiej w statystykach. Tutaj jednak nie skandale seksualne, a laicyzacja są gwoździem do trumny. Społeczeństwa zamożne, dobrze wykształcone, są w Europie coraz mniej skłonne wchodzić w tradycyjnie pojętą religijność. Kościoły nie kojarzą się z nauczaniem moralności, są elementem tradycji, figurą identyfikacji z otoczeniem, miejscem spotkań i wymiany uprzejmości z panią pastor lub pastorem.

Pieniądze i ludzie

O ile w Polsce słychać głosy, aby wprowadzić niemieckie rozwiązania i opodatkować wiernych na rzecz Kościoła, i wtedy by się okazało, ilu jest rzeczywistych katolików w kraju nad Wisłą, to ja ze zdumieniem czytam głos niemieckiego biskupa, że dotacje państwowe są lepsze niż podatki. Jak żyć, gdy znika lud boży, pobrzmiewa. Rozdział Kościoła i państwa w Niemczech pozostawia wiele do życzenia. Kościoły dostają co roku kilka miliardów bezpośrednio pobieranych wiernym z podatków. Jeśli ktoś zarabia np. 3200 euro, płaci wtedy 510 euro podatku, a z tego podatek kościelny wynosi 46 euro miesięcznie. Podatki nie budzą emocji ani sporów, bo w zamian nie ma opłat za usługi. Ale oprócz przekazywania podatków, landy wspierają wielomilionowymi dotacjami wszelkie instytucje prowadzone przez Kościoły. Niemieccy biskupi nie są na utrzymaniu swoich wiernych, ale są wynagradzani z kasy państwa. Biskup zarabia miesięcznie między 9 000 a 12 000 euro, do tego ma prawo do samochodu służbowego, szofera i mieszkania zwolnionego z czynszu. Państwo płaci także od ok. 210 lat odszkodowania za wywłaszczenia z czasów napoleońskich. Fantomowy ból po utracie dóbr trzyma mocno do dziś i ma swoją cenę. Pieniędzy zatem nie brakuje, brakuje pretekstu do istnienia, ludzi.

Tradycja

Protestantyzm wykształcił w Niemczech tradycję indywidualnego czytania Biblii i samodzielnej interpretacji prawd wiary. W moim domu i u moich niemieckich przyjaciół Biblia stoi na półkach. Rozmawiamy o społecznej funkcji religii, o literackich aspektach opisu stworzenia świata, o zbrodni i karze, przecież jesteśmy dziećmi Kaina, a nie Abla. Religia, Bóg, który jest albo go nie ma, opisywały przez stulecia nasz świat. Wszyscy jesteśmy sklejeni mitami hebrajskimi, cała nasza kultura i wyobraźnia. Jeśli ktoś występuje z Kościoła, a kosztuje to zaledwie 30 euro opłaty manipulacyjnej, nie oznacza to deklaracji ateizmu. Można wystąpić z organizacji, za którą się człowiek wstydzi albo która z biegiem czasu stała mu się obojętna, a indywidualnie czuć się częścią wspólnoty wyrastającej z chrześcijaństwa.

Lęk przed śmiercią

Maksyma „jak trwoga, to do Boga”, już nie działa. Moja chora na raka przyjaciółka w ciężkim stadium choroby mówiła: jak dobrze stać się częścią natury, umrzeć i by nie pozostał po nas pył. Jak dobrze jest przeminąć. Odeszła przy nas, popłakaliśmy się wspólnie siedząc w jej pięknym berlińskim mieszkaniu. W umieraniu i śmierci okazało się, jak wielu miała przyjaciół, jakie wspaniałe dzieci, robiliśmy kawę dla coraz to nowej grupy osób. W tym dniu postanowiłam wrócić na piechotę do domu, szłam dwie godziny przez wieczorny Berlin i myślałam, że ja też nie chcę leżeć pod płytą z lastriko, tylko pod drzewem zniknąć. Zmartwychwstać jako element natury. W dalekich regionach Azji ludzie innej religii też tak rozwiązali swoje lęki.

Potrzeba duchowości

Duchowość, to stała potrzeba ludzkiego umysłu, przynależność do grupy daje oparcie, wzmacnia, ale i poddaje pod kontrolę. Źródła moralności tkwią w nas, a nie w zakazach kościelnych. Polska tradycja katolicka jest mi oczywiście znana, ale nie jest mi bliska, mam protestancką socjalizację, to był mój wybór. Moja polskość szuka wolnej przestrzeni nie na marginesie, ale w głównym nurcie. Polak to nie tylko katolik. Jesteśmy różnorodni. Dla jednych zmartwychwstał Jezus Chrystus, a dla drugich jest kilka dni wolnego. Wesołych Świąt wszystkim.