"Za trzy tygodnie opanujemy Trypolis!"
5 lipca 2011DW: Kiedy i w jaki sposób został pan dowódcą sił rebeliantów na froncie zachodnim?
Mokhtar Milad Fernana: Byłem pułkownikiem w armii libijskiej, ale od samego początku przeszedłem na stronę rewolucji. Już wkrótce w górach Dżabal Nafusa udało się nam wyzwolić pięć miejscowości i w każdej z nich powołać radę rewolucyjną. Na zebraniu przywódców tych pięciu rad zostałem wybrany na głównodowodzącego sił rewolucyjnych na froncie zachodnim. Kontrolujemy teren, który rozciąga się od Dżabal Nafusa po Trypolis i od stolicy po granicę z Tunezją.
DW: Nosi Pan nadal ciągu mundur sił reżimowych, które chce Pan obalić. Czy nie widzi Pan w tym sprzeczności?
Mokhtar Milad Fernana: Jestem żołnierzem i jako taki muszą nosić ten mundur do chwili, w której dostanę nowy z Bengazi, co nastąpi kiedy wygramy wojnę.
DW: Jak są zorganizowani rebelianci na froncie zachodnim?
Mokhtar Milad Fernana: W każdym mieście działa rada rewolucyjna z komendantem na czele. Od 15 marca spotykamy się raz w tygodniu, aby uzgodnić działania. Każda rada przedstawia swoje prośby i życzenia. Poza tym komunikujemy sią przez telefony komórkowe, bo nie mamy połączeń naziemnych.
DW: Jak przedstawia się wasza strategia działania?
Mokhtar Milad Fernana: Przede wszystkim musimy wyzwolić każde miasto w Libii, pozostające jeszcze pod kontrolą wojsk Kaddafiego. W ten sposób możemy go osaczyć. Musimy także, rzecz jasna, utrzymywać zdobyte pozycje i strzec ich przed nowymi atakami wroga. Siła Kaddafiego nie opiera się na przewadze uzbrojenia, tylko na ludziach, których używa w charakterze żywych tarcz.
DW: Libijski rząd tymczasowy uzbraja mieszkańców miast. Czy na kontrolowanym przez Pana terenie wzrosła przestępczość w ubiegłych miesiącach?
Mokhtar Milad Fernana: Przeciwnie. Od początku rewolucji przestępczość spadła o około 80 procent. Gwarantujemy bezpieczeństwo na miejscu ponieważ jesteśmy w ścisłym kontakcie ze szczepami na tym terenie. Do tej pory, z tego co nam wiadomo, nie doszło ani do przypadków samowolnego użycia broni, ani do splądrowania opuszczonych domostw.
DW: W jaki sposób udaje się Wam doprowadzić do zbombardowania przez NATO pozycji, które chcecie zdobyć?
Mokhtar Milad Fernana: Niestety, jest to bardzo długi proces, jak zresztą wszystko, co organizuje się z Bengazi. Tu, na froncie zachodnim, bardzo chętnie bylibyśmy z NATO w bezpośrednim kontakcie.
DW: Kilka tygodni temu zorganizował Pan prowizoryczny past startowy na asfaltowej drodze w pobliżu miasta Jadu. Czy jest on już w użyciu?
Mokhtar Milad Fernana: Jednym z najważniejszych dla nas celów było zapewnienie bezpośrednich dostaw z Bengazi. Dlatego zbudowaliśmy ten pas. Do tej pory wypróbowaliśmy tylko, czy nadaje się użytku dla pustych samolotów transportowych, ale nie otrzymaliśmy jeszcze żadnych dostaw z Bengazi.
DW: Czy to właśnie z tego powodu Francja zaprzestała dostaw uzbrojenia drogą powietrzną?
Mokhtar Milad Fernana: Często rozmawiam z przedstawicielami różnych rad rewolucyjnych, ale do tej pory nie słyszałem jeszcze o zrzutach uzbrojenia przez Francuzów. Jak z tego widać, mamy tu także do czynienia z wojną informacyjną.
DW: Krytycy mówią, że przyczyną Waszych dotachczasowych sukcesów jest głównie korzystne położenie geograficzne, tu, w górach, ale na drodze wiodącej do Trypolisu nic się nie dzieje. Czy sądzi Pan, że może dojść do sytuacji patowej w razie upadku takich miast jak Brega czy Misrata?
Mokhtar Milad Fernana: Na pewno będzie nam niełatwo, ale jestem optymistycznie nastawiony do naszych działań w dolinach. Już prowadzimy tam walki w odległości zaledwie 70 kilometrów od bram miejskich Trypolisu i mamy kontakty w każdym mieście położonym wzdłuż tej drogi. Jeśli wszystko pójdzie tak, jak tego oczekujemy, za trzy tygodnie zdobędziemy Trypolis.
DW: Stosunki pomiędzy Arabami i Berberami górach Dżabal Nafusa zawsze były napięte. Czy wpływa to na atmosferę wśród żołnierzy w podległych Panu oddziałach?
Mokhtar Milad Fernana: Przez całe dziesięciolecia Kaddafi dążył do zatrucia stosunków pomiędzy tymi dwoma grupami. Ale dziś walczymy ramię w ramię, aby usunąć go z urzędu. Poza tym niektóre plemiona arabskie z regionu Nafusa miały od zawsze lepsze kontakty z Berberami niż inne, żyjące w sądziedztwie klany. Dziś Arabowie i Berberowie razem walczą na froncie. Nie ma między nimi żadnych konfliktów.
DW: Jaką rolę będzie odgrywać armia po wojnie?
Mokhtar Milad Fernana: Kaddafi próbował wszystkiego, aby nas zniewolić. Jestem przekonany, że nie zawaha się zwrócić do ekstremistów z Al-Kaidy jako ostatniej deski ratunku. Nawet wtedy, kiedy wojna się skończy, zagrożenie ze strony islamistów pozostanie aktualne. Ochrona ludności cywilnej przed nimi będzie zatem głównym zadaniem w nowej Libii.
DW: Rząd i opozycja zarzucają sobie wzajemnie, że uciekają się do pomocy najemników. Czy Pan z nich korzysta?
Mokhtar Milad Fernana: Wiemy, że Kaddafi opłaca żołnierzy-najemników, bo wielu z nich wzięliśmy do niewoli. Wiemy też od nich, że grożono im na wypadek, gdyby chcieli przejść na naszą stronę. Mówili nam, że czuli się osaczeni pomiędzy żołnierzami na pierwszej linii i siłami bezpieczeństwa na tyłach, które kontrolują sytuację w miastach. A co do Pańskiego pytania, to jestem przekonany, że sam już Pan sprawdził i przekonał się, że wszyscy nasi żołnierze są Libijczykami.
Wywiad przeprowadził w miejscowości Zintan w Libii Karlos Zurtuza z Deutsche Welle.
Przekład: Andrzej Pawlak
red. odp. Bartosz Dudek