1. Przejdź do treści
  2. Przejdź do głównego menu
  3. Przejdź do dalszych stron DW

Zagrożone fundusze UE dla Węgier

27 kwietnia 2022

Komisja Europejska wszczęła postępowanie „pieniądze za praworządność” wobec Węgier. Chodzi głównie o podejrzenia co do systemowych przekrętów przy przetargach na unijne projekty.

Ungarn PK Präsident Viktor Orban
Zdjęcie: ATTILA KISBENEDEK/AFP

Ursula von der Leyen, szefowa Komisji Europejskiej, już na początku kwietnia poinformowała o zamiarze sięgnięcia po mechanizm warunkowości budżetowej, czyli regułę „pieniądze za praworządność” wobec Węgier. A Bruksela w tę środę (27.04.22) oficjalnie skierowała do rządu Viktora Orbana powiadomienie z zastrzeżeniami co do naruszeń reguł państwa prawa, które mają poważny wpływ na należyte zarządzanie funduszami unijnymi.   

- Wysyłamy do Budapesztu pismo powiadamiające o formalnym uruchomieniu procedury warunkowości budżetowej. Zidentyfikowaliśmy kwestie, które mogą naruszać państwo prawa na Węgrzech i wpływać na budżet UE. Węgry będą musiały odpowiedzieć na nasze zastrzeżenia i zaproponować środki zaradcze – poinformowała Vera Jourova, wiceprzewodnicząca Komisji. Węgrzy już przed kilkunastu miesiącami ogłosili, że wizyty Jourovej w Budapeszcie są niepożądane czy wręcz zamierzają ją traktować jako persona non grata.

Vera Jourova, wiceprzewodnicząca KEZdjęcie: Yves Herman/AP Photo/picture alliance

Polska poza zasięgiem

Reguła „pieniądze za praworządność” na razie nie grozi Polsce. Wprawdzie Komisja Europejska ostatniej jesieni skierowała zarówno do Warszawy, jak i do Budapesztu listy dopytujące o wpływ naruszeń praworządności na fundusze UE, ale Bruksela na razie nie znalazła jednoznacznych powodów, by podejmować kolejnej kroki wobec Polski.   

Przepisy „pieniądze za praworządność” od początku uchodziły za znacznie groźniejsze dla Budapesztu, bo pozwalają na cięcia funduszy wyłącznie pod dwoma jednoczesnymi warunkami – poważnych naruszeń zasad państwa prawnego oraz wpływu tych naruszeń „w sposób wystarczająco bezpośredni” (lub takiego poważnego ryzyka) na „należyte zarządzanie funduszami lub ochronę interesów finansowych Unii”. A gospodarowanie pieniędzmi UE przez Polskę nadal jest oceniane w Brukseli jako poprawne.

Stare procedury dla Polski

Dodatkowym trzecim warunkiem sięgnięcia po „pieniądze za praworządność” jest brak możliwości zajęcia się danym problemem praworządnościowym za pomocą innych procedur unijnych.

Bruksela w jesiennym piśmie do Warszawy pytała, jak Polska – ignorując wyroki TSUE co do sądownictwa - zamierza wykonywać szczegółowe przepisy unijne o dyscyplinie w gospodarowaniu funduszami unijnymi. Ponadto wskazywała na wątpliwości co do „skuteczności i bezstronności prokuratury”, która podlega prokuratorowi generalnemu będącemu jednocześnie ministrem sprawiedliwości (czyli Zbigniewowi Ziobrze). Co więcej, Komisja przywołała argument o „zinstytucjonalizowanej korupcji”, czyli przypadkach podejrzeń o korupcję na wysokim szczeblu, które nie są należycie ścigane przez prokuraturę ze względów politycznych. Od Polski zażądano wykazu spraw od 2016 r, w których polska prokuratura umorzyła, nie podjęła lub wciąż prowadzi postępowania w sprawach wskazanych przez OLAF, czyli „unijny NIK”.

Jednak obecnie Komisja Europejska jest przeświadczona, że w przypadku Polski należy trwać przy zwykłych procedurach przeciwnaruszeniowych (z finałem TSUE), negocjacjach w ramach Krajowego Planu Odbudowy (KPO) oraz przy postępowaniu z art. 7, które obecnie sprowadza się do politycznych dyskusji unijnych ministrów w Radzie UE. W przypadku Polski mechanizm „pieniądze za praworządność” uchodzi w Brukseli za swoisty „środek odstraszający” od dalszej degeneracji wymiaru sprawiedliwości, która zazwyczaj owocuje  z czasem coraz gorszym ściąganiem korupcji.

Na początek małe cięcia?

Rząd Orbana dostał dzisiaj od Brukseli dwa miesiące na zaproponowanie działań naprawczych, które potem Komisja będzie musiała przeanalizować w ciągu miesiąca. Gdy odpowiedź Budapesztu okaże się niezadowalająca, to Komisja po kolejnej wymianie pism będzie mogła wnioskować o zawieszenie części funduszy dla Węgier. Do zatwierdzenia tej decyzji w Radzie UE trzeba głosów 15 z 27 krajów Unii reprezentujących 65 proc. ludności UE. Ponadto Orban będzie mógł poprosić o debatę przywódców krajów Unii na szczycie UE.

W rezultacie cała procedura – o ile Orban nie ustąpi – może potrwać od sześciu do dziewięciu miesięcy. Komisja nie podaje, jakiej kwoty mogłyby dotyczyć pierwsze cięcia dla Węgier, ale zadaniem naszych rozmówców w instytucjach UE na początek chodziłoby o „dziesiątki milionów euro”. To suma stosunkowo niewielka jak na budżet UE. Tymczasem węgierski Krajowy Plan Odbudowy (KPO) to 7,2 mld euro dotacji, które jest – podobnie jak w przypadku Polski – zamrożone, bo Budapeszt nie potrafi porozumieć się Brukselą.

Komisja Europejska w dzisiejszym powiadomieniu dla rządu Orbana wskazała przede wszystkim na wadliwy system zamówień publicznych, co mocno dotyka przetargów na projekty i programy finansowane m.in. polityki spójności oraz unijnej polityki rolnej. Chodzi o prawne ograniczenia dla prokuratury utrudniające rzetelne ściąganie przekrętów, co jest punktem spornym także w rokowaniach o węgierskim KPO. Ponadto Komisja wskazała na brak niezależności instytucji audytujących oraz zarządzających pieniędzmi unijnymi na Węgrzech.