1. Przejdź do treści
  2. Przejdź do głównego menu
  3. Przejdź do dalszych stron DW

Zamach na jarmark bożonarodzeniowy. Śmiertelne zaniedbania

19 grudnia 2020

W 2016 roku Anis Amri przeprowadził najcięższy atak islamski w Niemczech. Cztery lata później wciąż wiele pytań pozostaje bez odpowiedzi. Także obawa, że w każdej chwili sytuacja może się powtórzyć.

Ciężarówka użyta przez islamistę Anisa Amriego
Ciężarówka użyta przez islamistę Anisa Amriego Zdjęcie: picture-alliance/dpa/M. Kappeler

19 grudnia 2016 roku islamista Anis Amri wjechał skradzioną ciężarówką na świąteczny jarmark w centrum Berlina, zabijając jedenaście osób i ciężko raniąc ponad 60. Zarejestrowany jako uchodźca Tunezyjczyk zamordował wcześniej kierowcę ciężarówki - Polaka, Łukasza Urbana

Był to najcięższy islamski zamach terrorystyczny w Niemczech i można było go „uniknąć” - jak powiedział na początku października były przewodniczący Federalnego Urzędu Ochrony Konstytucji (BfV), Hans-Georg Maassen. Został on powołany przez parlamentarną komisję śledczą na świadka. Od marca 2018 roku komisja stara się dojść, kto ponosi odpowiedzialność za błędy w postępowaniu z Amrim. Niemieckie organy bezpieczeństwa wiedziały bowiem od jakiegoś czasu, że był on czymś więcej niż tylko drobnym handlarzem narkotyków i osobą, której odmówiono w Niemczech azylu. A mimo to nie można było zapobiec atakowi. - Wcale nie musiało do tego dojść i to jest szczególnie tragiczne dla mnie - przyznał były szef BfV cztery lata później. Nie chciał jednak wobec komisji śledczej potwierdzić tego, że osobiście dopuścił się błędów lub błędów dopuścił się prowadzony przez niego urząd. To jeden z powodów, dla których Benjamin Strasser, poseł FDP do Bundestagu uważa, że „błędy zawsze były popełniane przez innych, ale rzadko przez nasze własne władze”. Liberał uważa, że nadszedł czas, aby „wreszcie jasno przyznać się do odpowiedzialności za niepowodzenia władz w sprawie Amriego”.

Po zamachu terrorystycznym w Berlinie 19 grudnia 2016Zdjęcie: picture-alliance/dpa/M. Kappeler

BKA i BND przyznają się do błędów

Częściowo stało się to nie tylko po skrytykowanym przez Strassera wystąpieniu Maassena. Po nim jako świadkowie przesłuchiwani byli również szefowie Federalnej Służby Wywiadowczej (BND), która odpowiada za wywiad zagraniczny, oraz Federalnego Urząd Kryminalny (BKA). Szef BKA Holger Muench otwarcie przyznał, że w sprawie Amriego wystąpiły znaczne braki w wymianie informacji między organami bezpieczeństwa nie tylko w Niemczech, ale także na szczeblu europejskim. Potwierdził to również szef BND Bruno Kahl. I tak we wrześniu i październiku 2016 roku, kilka miesięcy przed zamachem, BND i BKA otrzymały zapytanie od marokańskiego wywiadu, w którym była mowa o działalności islamistycznej Amriego. Z perspektywy czasu Bruno Kahl uważa, że błędem było nieprzekazanie natychmiast tej informacji Urzędowi Ochrony Konstytucji. Jego zdaniem są powody do „samokrytycznej oceny” własnych działań, czym nie zawiódł - przynajmniej w sensie retorycznym - oczekiwań komisji śledczej.

Ekspert wywiadu: sytuacja była „bardzo niebezpieczna”

Niemniej jednak poseł FDP Benjamin Strasser uważa, że „cztery lata po ataku wciąż nie zostały wyciągnięte istotne wnioski”. Jest on zdania, że aby to zrobić rządowi federalnemu najwyraźniej brakuje woli politycznej. Przewodniczący komisji śledczej Bundestagu Fritz Felgentreu (SPD) nie posuwa się aż tak daleko, ale również on zarzuca organom bezpieczeństwa poważne zaniedbania. - Łańcuch błędów sprawił, że Amri mógł się prześliznąć - twierdzi.

Późniejszy zabójca był wyraźnie na radarze Centrum ds. Walki z Terroryzmem (GTAZ) w Berlinie. Tam wszystkie centralne organy bezpieczeństwa oraz te z 16 krajów związkowych wymieniają się swoimi ustaleniami. Amri był w GTAZ w 2016 roku kilkakrotnie tematem dyskusji. Sytuacja w tym czasie była „bardzo niebezpieczna” - powiedział kolejny świadek w przesłuchaniu komisji śledczej, Klaus-Dieter Fritsche - były koordynator wywiadu w Urzędzie Kanclerskim. Jak zeznał, znane są wezwania tzw. Państwa Islamskiego (IS) do przeprowadzenia w Europie ataków na święta.

Podobieństwa do ataku w Nicei 

Centrum ds. Walki z Terroryzmem (GTAZ) wielokrotnie zajmowało się Amrim Zdjęcie: picture-alliance/dpa/B. Settnik

Ministerstwo spraw wewnętrznych Niemiec dobrze wiedziało o tym niebezpieczeństwie. Jeden z ekspertów odpowiedzialny za międzynarodowy terroryzm i ekstremizm wspomniał w tym kontekście przede wszystkim o jarmarkach bożonarodzeniowych, które - jako chrześcijańskie symbole - stanowiły „szczególnie atrakcyjne cele” dla islamskich terrorystów. Pomimo tego na późniejszym miejscu zamachu na Breitscheidplatz w Berlinie nie podjęto żadnych środków ostrożności, które chociaż utrudniłyby Amriemu jazdę ciężarówką po jarmarku świątecznym. Przy tym na sześć miesięcy przed atakiem w Berlinie według tego samego schematu działania zginęło jeszcze więcej osób. Było to w lipcu 2016 roku w Nicei. Podobnie jak Amri w Berlinie, również tam tunezyjski islamista wjechał ciężarówką w tłum spacerujących na bulwarze ludzi podczas francuskiego święta narodowego. Zginęło wtedy ponad 80 osób. Ekspert ds. terroryzmu z niemieckiego MSW powiedział komisji śledczej, że po tym wydarzeniu zastanawiano się w Niemczech nad tym, co można „rozsądnego” zrobić, by zapobiec takim atakom.  

Za mało personelu

Wtedy obok innych środków bezpieczeństwa dyskutowano nad użyciem betonowych zapor. Dziś można je znaleźć wszędzie w Niemczech, na przykład w ruchliwych strefach dla pieszych. Również berliński Breitscheidplatz jest otoczony przez takie bariery.

A jakie konsekwencje polityczne zostały z tego wyciągnięte? Berliński senator spraw wewnętrznych Andreas Geisel (SPD) powołał wkrótce po zamachu specjalnego śledczego, który jesienią 2017 roku przedstawił swój raport końcowy. Wniosek był taki, że organy bezpieczeństwa całkowicie zawiodły. Tydzień przed świętami Bożego Narodzenia także socjaldemokrata staje jako świadek przed parlamentarną komisją śledczą. Komisja chce się dowiedzieć, dlaczego Landowy Urząd Kryminalny (LKA) zakończył inwigilację późniejszego zabójcy Amriego na kilka tygodni przed zamachem. Odpowiedź Geisela brzmiała: „To był wyraźny błąd”. Władze bezpieczeństwa miały za mało personelu. Jak zapewnił, w międzyczasie sytuacja się zmieniała. Senator wskazał na ponad 1000 nowych stanowisk policyjnych, ale - jak zazanaczył - „absolutne bezpieczeństwo nie istnieje”.

Były minister spraw wewnętrznych Thomas de Maizière Zdjęcie: Fabian Sommer/dpa/picture alliance

Thomas de Maizière ponosi „pełną odpowiedzialność”

Ostatnim przesłuchiwanym świadkiem był Thomas de Maizière, który w 2016 roku był ministrem spraw wewnętrznych Niemiec. „Na myśl przyszły mi obrazy z Nicei” mówił na początku. Czuł „bezgraniczny smutek”, „wielki gniew”. I zadał sobie pytanie, czy można było zapobiec atakowi? Jak stwierdził, nie ma na to przekonującej odpowiedzi - jest to wyłącznie wysiłek uczenia się na błędach.Chadek nie pozostawia jednak wątpliwości, że jako ówczesny minister ponosi „pełną odpowiedzialność za wszystko”.

- Zamach obnażył słabości - mówił de Maizière. Bronił jednak organów bezpieczeństwa. Jak bardzo osobiście nadal traktuje zamach z 2016 roku, można zauważyć, gdy cztery lata później wspomina rozmowę z krewnymi ofiar zamachu na zaproszenie ówczesnego prezydenta Niemiec Joachima Gaucka. - To była jedna z najbardziej poruszających rozmów podczas mojej kadencji - stwierdził. 

Rodzina zamordowanego kierowcy czeka na kondolencje

03:16

This browser does not support the video element.