Znak zapytania nad „polskimi” 16 mld euro z budżetu UE
10 lipca 2020Na tydzień przed budżetowym szczytem UE szef Rady Europejskiej Charles Michel – po konsultacjach z 27 krajami Unii - przedstawił dziś swoją propozycję kompromisu co do wspólnej unijnej kasy na lata 2021-27 (łącznie z Funduszem Odbudowy). Projekt Michela nie zawiera rewolucyjnych zmian w stosunku do majowych pomysłów Komisji Europejskiej, ale to dopiero początek najgorętszej fazy negocjacji między krajami Unii. – Jeśli nie uda się dojść do ugody w lipcu, unijna Bruksela nie będzie mieć wakacji. Być może będziemy musieli walczyć o kompromis w sierpniu – przekonuje jeden z zachodnich dyplomatów.
Michel w sprawie polityki spójności oraz rolnej nie wprowadził istotnych zmian w stosunku do swego projektu dyskutowanego już na lutowym szczycie UE, który w tych obu politykach dawał Polsce łącznie około 94 mld euro (w cenach z 2018 r.), czyli o około 18 proc. mniej niż w obecnej siedmiolatce 2014-2020.
Odwleczone 8 „polskich” miliardów
Natomiast szef Rady Europejskiej zaproponował, by 30 proc. pieniędzy z „programów odporności i odbudowy”, czyli głównej części Funduszu Odbudowy, podzielić nie teraz, lecz dopiero za dwa lata ze szczególnym uwzględnieniem spadku PKB wskutek koronakryzysu. W takim wariancie z 37,7 mld euro dotacji z Funduszu Odbudowy, które dla Polski przewidywała Komisja Europejska, odjęto by około 8 miliardów, których los zdecydowałby się najwcześniej w połowie 2022 r.
Rozciągnięte w czasie dzielenie pieniędzy, to odpowiedź Michela na krytykę sporej części krajów Unii, że pierwotna propozycja Komisji Europejskiej jest zbyt słabo powiązania z rzeczywistymi skutkami koronakryzysu w poszczególnych krajach. A tym samym jest bardzo hojna wobec Polski, choć ta ma w tym roku najsłabszą recesję w całej Unii – i jeśli tak pozostanie, to wedle propozycji Michela Polska nie odzyskałaby sporej części „swoich” 8 mld euro zamrożonych do 2022 r.
Komisja Europejska oprócz dotacji z Funduszu Odbudowy w maju zaproponowała także tanie pożyczki, w tym 26,1 mld euro dla Polski. Michel nie wprowadził żadnych zmian w tej kwestii.
Kolejne „polskie” 8 miliardów tylko za neutralność
Polska – zgodnie z propozycją Komisji Europejskiej – liczy na aż 8 mld euro z Funduszu Sprawiedliwej Transformacji (czerpiącego pieniądze z Funduszu Odbudowy oraz ze „zwykłej” części budżetu Unii) wspierającego transformację energetyczną w Unii. Ale Charles Michel zaproponował dziś, by dostęp do tych pieniędzy miały wyłącznie te państwa Unii, które zobowiążą się do realizacji krajowych celów neutralności klimatycznej do 2050 r. To warunek znacznie bardziej rygorystyczny w stosunku do lutego, kiedy Michel chciał uzależnić „tylko” połowę Funduszu Sprawiedliwej Transformacji od przyjęcia celu neutralności. Jedynym członkiem Unii, który wciąż to odrzuca jest Polska i dlatego zapis „pieniądze za neutralność” jest skrojony pod Warszawę.
Część krajów Unii chce, by zgoda Polski na neutralność już w tym lipcu stała się elementem ugody budżetowej Unii. – Jeśli Polska nie zgodzi się na neutralność za tak duże pieniądze, to za co więcej miałaby się zgodzić? Na całym globie nie dostanie lepszej oferty – mówi nam dyplomata jednego z największych krajów Unii. Ponadto Michel chce, by 30 proc. wszelkich funduszy ze wspólnej unijnej kasy było wydawanych w ramach projektów związanych z unijnymi celami klimatycznymi – redukcją unijnych emisji CO2 o 50-55 proc. w 2030 r. (dokładny wskaźnik ma być ustalony tej jesieni) oraz neutralnością klimatyczną w 2050 r.
Rozwodniona praworządność
Szef Rady Europejskiej wpisał do swej propozycji regułę „fundusze za praworządność”, ale w znanej już od lutego rozwodnionej formie, która na lutowym szczycie UE była – wedle naszych unijnych rozmówców – do przyjęcia dla premiera Mateusza Morawieckiego. – Praworządność to sprawa fundamentalna. Nie będziemy zamykać oczu w tej kwestii – przekonywał dziś Michel.
Oryginalny projekt Komisji Europejskiej zakładał, że o zawieszeniu bądź nawet o zredukowaniu funduszy w razie systemowych naruszeń praworządności w istocie decydowałaby Komisja. Aby obalić jej decyzję, np. Polska musiałaby bowiem uzbierać głosy co najmniej 15 z 27 krajów Unii (obejmujących co najmniej 65 proc. ludności UE). Natomiast Michel zaproponował, że to Komisja musiałby znaleźć głosy 15 krajów (co najmniej 65 proc. ludności Unii), by zawiesić bądź obciąć wypłaty krajom łamiącym praworządność.
Oprócz tego utrudnionego sposobu podejmowania decyzji Michel uściślił, że miałoby to dotyczyć wyłącznie „wystarczająco bezpośrednich” zagrożeń dla właściwego wydawania funduszów UE oraz dla „interesów finansowych Unii”. A zatem byłoby to dotkliwsze dla Budapesztu, gdzie podnoszone są zarzuty korupcyjne, a nie dla Polski, gdzie Bruksela nie widzi dotychczas takich dużych problemów. Wielu członków Parlamentu Europejskiego, który będzie musiał zatwierdzić cały pakiet finansowy UE, burzy się przeciw takiemu osłabianiu reguły fundusze za praworządność. Ale do kompromisu trzeba jednomyślności wszystkich krajów, w tym Polski i Węgier. I kanclerz Angela Merkel tłumaczyła europosłom w tym tygodniu w Brukseli, że ugoda nie jest możliwa bez ich ustępstw.
To dopiero początek
Dzisiejsza propozycja Michela opiera się na „zwykłej części” budżetu wartej 1074 mld euro (w lutym zwłaszcza dla Holendrów to było o kilkadziesiąt miliardów euro za dużo) oraz na – pochodzących z pieniędzy pożyczonych przez UE na rynkach finansowych – 750 mld euro Funduszu Odbudowy (w tym pół biliona w dotacjach), przeciw czemu najmocniej protestują znów Holendrzy z resztą „klubu oszczędnych”, czyli Austrią, Szwecją i Danią.
Jednak szczytowe rokowania – oprócz prób zbijania całej puli, a w następstwie odchudzania „kopert krajowych” dla poszczególnych państw – będą też dotyczyć sposobu zatwierdzania krajowych „programów odporności i odbudowy” zgodnych m.in. z klimatycznymi i cyfryzacyjnymi priorytetami Unii. Holendrzy chcą – to raczej bez szans – wymogu jednomyślnej zgody wszystkich krajów Unii, a z kolei Michel zaproponował dzisiaj system głosowań większościowych. Polska będzie zabiegać o jak najmniejsze dociążenie opłatami od plastiku i emisji CO2 (system ETS), które mają finansować budżet.