1. Przejdź do treści
  2. Przejdź do głównego menu
  3. Przejdź do dalszych stron DW

Zofia Posmysz: "Śniła się wolność"

Anna Macioł-Holthausen
9 sierpnia 2022

Człowiek jest chyba niereformowalny. Najgorsze jest, że teraz też są tacy, którzy próbują nam wmówić, że jeden naród jest lepszy od drugiego - mówiła Zofia Posmysz*. W związku z jej śmiercią przypominamy wywiad z 2017.

Zofia Posmysz
Zdjęcie: DW/A. Maciol-Holthausen

Deutsche Welle: Temat obozu w swojej twórczości podjęła Pani 14 lat po wojnie. Napisała Pani słuchowisko radiowe "Pasażerka z kabiny 45". Tyle lat musiało upłynąć, by mogła Pani zmierzyć się z tym tematem?

Zofia Posmysz*: Czytałam wszystkie książki, jakie sie ukazały na ten temat i byłam przekonana, że nie ma takiego języka, który byłby w stanie oddać tę rzeczywistość. Dla mnie była ona jeszcze wtedy bardzo świeża. Najbliższy tej prawdy obozowej był Borowski. Ale tam brakowało mi krzty nadziei. Bo przecież była jakaś iskierka nadziei i to ona pozwalała przeżyć.

DW: Co dawało Pani wówczas tą iskierkę?

ZP: Jakiś duch mnie prowadził i podpowiadał jak się mam zachować. Szybko nauczyłam się, że podczas apelu nie wolno ustawiać się w kolumnie w pierwszym rzędzie, ani po bokach, tylko w środku. Te po bokach były narażone na bicie esesmanów.

DW: Jak odnalazła się Pani w rzeczywistości po zakończeniu wojny? Jak to było znowu móc chodzić chociażby na zakupy?

ZP: Nie miałam czasu chodzić na zakupy. Tej sfery życia w ogóle sobie nie przypominam. Nie miałam też traumy, bo musiałam utrzymać mamę i brata, którzy byli w bardzo tragicznej sytuacji finansowej. Pracując pomagałam im i to był mój cel. To pozwalało mi o tej rzeczywistości obozowej nie myśleć.

DW: Ale jednak powróciła Pani do Auschwitz już w czerwcu 1945 roku...  

ZP: Bardzo trudno było tam wrócić, ale mama bardzo mnie prosiła, chciała wiedzieć jak ja tam mieszkałam. Proszę zwrócić uwagę na słowo mieszkałam. Poszłyśmy na blok i pokazałam jej tę koję, na której leżałam z tyfusem. Mama tak popatrzyła na te prycze i zapytała: to w tych szufladach spałyście?

Zofia Posmysz opowiadała o swoich doświadczeniach podczas spotkania w Musiktheather w GelsenkirchenZdjęcie: DW/A. Maciol-Holthausen

DW: Jak wyglądał obóz po wyzwoleniu?

ZP: Już nie było wielu drewnianych baraków. Miejscowa ludność rozebrała je na swoje potrzeby. To był teren niczyj. Ludzie przychodzi i kopali, szukali skarbów.

DW: Co było dla Pani najtrudniejsze do zniesienia podczas pobytu Auschwitz?

ZP: Przede wszystkim cierpiało się fizycznie. To była ogromnie ciężka praca. Do tego głód, zimno albo upał. I ten trud tłumił jakiekolwiek rozważania psychologiczne i filozoficzne. Człowiek był cały czas skupiony na tym, jak przeżyć kolejne pięć minut. Żeby zdobyć kawałek chleba więcej, żeby się ustawić w kolejce po zupę, tam gdzie jeszcze można było liczyć na to, że się dostanie coś gęstszego.

DW: Jest Pani wierzącą osobą, czy były takie momenty, że zaczynała Pani wątpić w Boga?

ZP: Ja myślałam tylko o jednym: że ja tam nie umrę. Byłam przekonana, że nie zginę, bo odmówiłam modlitwę, jaką zalecił nam w szkole kiedyś ksiądz - dziewięć pierwszych piątków miesiąca. I powiedział nam, że kto taką nowennę odprawi, ten nie umrze bez sakramentów.

DW: Dużo się Pani modliła?

ZP: Naturalnie.

DW: A czy w Auschwitz było miejsce na marzenia?

ZP: Tylko o tym żeby na kolację dostać więcej jedzenia i żeby wojna się skończyła. A inne marzenia przychodziły w snach. Śniła się wolność, Kalwaria Zebrzydowska, pielgrzymki, na które zabierał mnie dziadek jak byłam dzieckiem.

DW: Jak reagują dziś ludzie, gdy widzą Pani wytatuowany numer na ręce?

ZP: Dziś już nikt o to nie pyta. Ale kiedyś pewien Niemiec w pociągu podczas jednej z podróży do Paryża zapytał, czy to jest numer telefonu.

"Pasażrka" to najsłynniejsza powieść pisarki. Na jej podstawie powstał film i opera. Zdjęcie: DW/A. Maciol-Holthausen

DW: W jednym z wywiadów powiedziała Pani "Auschwitz może się powtórzyć".  Jak mamy to rozumieć?

ZP: Człowiek jest chyba niereformowalny. Były mordy w Jugosławii, ale oczywiście nie na taką skalę. A najgorsze jest to, że teraz też są tacy, którzy próbują nam wmówić, że jeden naród jest lepszy od drugiego, że jedni ludzie są lepsi od drugich. A czy u nas w Polsce nie ma takich ludzi? Łatwo na takich strunach zagrać. Nie jestem optymistką, boję się. Boję tych nacjonalistycznych ruchów.

DW: Jest Pani patriotką?

ZP: Nie mogę tego o sobie powiedzieć. Trzeba mieć w sobie wiele dumy i zarozumialstwa, żeby powiedzieć - jestem patriotą.

DW: Zdarza się, że niemieckie media używają określenia "polskie obozy zagłady". Uważa Pani to za zwykłą pomyłkę, czy jest to celowe działanie?

ZP: Ktoś mi tłumaczył i jestem skłonna w jakimś stopniu w to uwierzyć, że to jest sprawa językowa, lingwistyczna. Ponieważ obozy były na terenie polskim, prościej jest powiedzieć, że są polskie.

Ale bardzo mnie to boli. Być może tacy są, co robią to celowo i wtedy trzeba protestować.

DW: Do Auschwitz trafiła Pani mając 17 lat. Ma Pani o to pretensję dziś do losu?

ZP: Oświęcim zabrał mi młodość, ale wypełnił moją starość. Kilka lat temu przestałam pisać i myślę, że moje życie byłoby puste, gdybym nie miała celu. Od kilkunastu lat współpracuję z Międzynarodowym Domem Spotkań Młodzieży w Oświęcimiu i to jest bardzo pożyteczna praca. Mam satysfakcję. Młodzi, którzy tam przyjeżdżają z własnej woli są autentycznie zainteresowani. Jest nadzieja, że ich dzieci coś zapamiętają z tej historii.

rozmawiała Anna Macioł-Holthausen

*ZOFIA POSMYSZ (ur. 1923), w 1942 została uwięziona w niemieckim obozie koncentracyjnym Auschwitz, następnie w Ravensbrück. Po zakończeniu wojny przeniosła się do Warszawy. Rozgłos przyniosło jej słuchowisko radiowe "Pasażerka z kabiny 45", a następnie książka pod tym samym tytułem wydana w 1962 r. Na motywach powieści powstał film "Pasażerka" w reżyserii Andrzeja Munka oraz opera Mieczysława Weinberga pod tym samym tytułem.

Zofia Posmysz zmarła 8.08.2022 roku w Oświęciumiu. Powyższy wywiad opublikowaliśmy pierwotnie 27.01.2017 r. 

Zofia Posmysz: Wciąż słyszę orkiestrę obozową

05:26

This browser does not support the video element.