1. Przejdź do treści
  2. Przejdź do głównego menu
  3. Przejdź do dalszych stron DW

Zapomniane ofiary Hitlera. Wstrząsające losy polskich dzieci

Daina Kolbuszewska, Jaromir Jankowski2 kwietnia 2016

Podczas gdy rząd RFN odmawia rekompensat dla osób porwanych rodzicom przez III Rzeszę, nauczyciel z Fryburga organizuje wystawę, która po raz pierwszy przybliża Niemcom wstrząsające losy germanizowanych polskich dzieci.

Geraubte Kinder
„Zrabowane Dzieci – Zapomniane Ofiary”

Historia Dzieci Zamojszczyzny, wysiedlonych, porwanych od rodziców, poddanych germanizacji lub wymordowanych w obozach, jest w Polsce dobrze znana. W Niemczech okrutny los tych dzieci, a także tysięcy innych, uprowadzonych z krajów Europy Wschodniej i Norwegii, nie został dotychczas przedstawiony przez żadne muzeum.

Wystawa „Zrabowane dzieci – zapomniane ofiary” powstała w hołdzie najmłodszym ofiarom rasistowskiej polityki III Rzeszy. Z inicjatywy i dzięki 10-letniej pracy osoby prywatnej – Christopha Schwarza, 40-letniego nauczyciela z Fryburga, oraz założonego przez niego stowarzyszenia Zrabowane Dzieci – Zapomniane Ofiary (Geraubte Kinder – Vergessene Opfer e.V.). Schwarz wspomina w rozmowie z Deutsche Welle, że z tematem germanizowanych dzieci z Polski zetknął się przypadkowo: – Kiedyś poznałem jedno z nich, Hermanna Lüdekinga. Postanowiłem walczyć o odszkodowanie dla niego i zarazem innych ofiar.

„Aryjskie” dzieci rabowane w całej Europie – mapa informacyjna

Wystawa składa się z 45 tablic i kilkunastu filmowych reportaży. Początkowe tablice stanowią historyczne wprowadzenie i podnoszą kwestię braku odpowiedzialności państwa niemieckiego wobec ofiar, kolejne – przedstawiają ich dramatyczne losy. Ze zdjęć patrzą – z bezgranicznym smutkiem, przerażeniem, czasem rezolutnością, która pomagała sobie radzić – kilkuletnie dzieci, których dzieciństwo zamieniono w koszmar. Opowieści pogrupowano według kraju pochodzenia ofiar. Wystawa od końca 2014 r. objeżdża Niemcy. W Centrum Dokumentacji Nazizmu w Kolonii (NS-Dokumentationszentrum der Stadt Köln) odwiedzało ją codziennie średnio 150 osób.

Niemcy odmawiają odszkodowań

Historycy przyjmują, że z okupowanych terytoriów Niemcy wywieźli między 50 tys. a 200 tys. dzieci „rasowo przydatnych”, na ogół o jasnych włosach i niebieskich oczach. Były one pozbawiane tożsamości (w nowym akcie urodzenia podawano wyłącznie datę i miejsce urodzenia) i poddawane przymusowej germanizacji w rodzinach zastępczych, domach dziecka i obozach dziecięcych. Małżeństwa, które adoptowały dzieci wierzyły, że są one sierotami. Akcją kierowała organizacja „Lebensborn e.V.”. Wiele z tych dzieci nie mogło powrócić po wojnie do swoich rodzin, ponieważ niemieckie urzędy do spraw młodzieży (Jugendamt) fałszowały ich dane osobowe. Wiele z ofiar żyje do dziś, ale ich psychika jest zdominowana przez traumatyczne przeżycia z dzieciństwa.

– Dopiero na starość chcą koniecznie poznać swoją historię i są w stanie skonfrontować się z bólem po utracie rodziny, tożsamości i ojczyzny – mówi dr Jürgen Müller, kustosz w Centrum Dokumentacji Nazizmu. Jego zdaniem, instytucje muzealne w RFN nie tyle zawiodły, co brakowało im informacji o wymiarze i znaczeniu tych zbrodni reżymu nazistowskiego. Dodajmy, że pierwsze niemieckojęzyczne naukowe opracowanie o „zrabowanych dzieciach” z Polski ukazało się dopiero w 2010 w Austrii.

W Łodzi stworzono obóz koncentracyjny dla dzieci, nazywany Małym AuschwitzZdjęcie: Museum für Unabhängigkeitserbe in Lodz

Rząd RFN odmówił uznania „zrabowanych dzieci” za ofiary nazizmu i wypłacenia im jakichkolwiek odszkodowań. – Stoi to w jaskrawym przeciwieństwie do faktu, że do dzisiaj byli SS-mani, jeśli doznali jakichkolwiek uszczerbków na zdrowiu, otrzymują rentę na podstawie Ustawy o Zaopatrzeniu Ofiar Wojny – mówi Christoph Schwarz. Dopiero od 1998 r. możliwe jest odebranie renty SS-manom, którym udowodniono, że brali udział w zbrodniach wojennych. Schwarz określa ich liczbę na niewiele ponad 30. Los dzieci i przymusowa germanizacja zostały uznane wprawdzie za bezprawie, ale nie stanowią one podstawy do wypłaty odszkodowania. Deutsche Welle informowała szczegółowo o daremnych staraniach stowarzyszenia Schwarza w artykule „Zgermanizowane dzieci. Najwięcej było z Polski”.

(czytaj dalej na str. 2)

Strona 1 | 2 | 3 | Pełna wersja

Cennik na utratę tożsamości, rodziny i ojczyzny

Symboliczną pomocą humanitarną ze strony Niemiec na rzecz około 200-300 dzieci uprowadzonych z Polski były jednorazowe wypłaty rzędu 1000 złotych w latach 90-tych. Co druga z tych osób otrzymała powtórnie tę sumę kilkanaście lat później. Pośrednikiem była Fundacja Polsko-Niemieckie Pojednanie. Zgodnie z ustawą niemiecką wypłaty zostały zakończone 30 września 2006 roku.

– Ta minimalna suma nie zasługuje na miano odszkodowania! – oburza się Schwarz. – Jeśli jakiś polityk, niemiecki czy polski, tak twierdzi, jest cynikiem. Kilka złotych i sanatorium za utracone dzieciństwo, tortury cielesne i duchowe to kpina – dodaje. Schwarz uważa, że odszkodowaniem można nazwać świadczenia, jakie wypłaciła Norwegia swoim „zrabowanym dzieciom” – ofiarom Lebensborn (do 80 tys. euro), czy chociażby płatności państwa niemieckiego na rzecz „zrabowanych dzieci” w byłej NRD (renty i jednorazowe wypłaty po 10 tys. euro).

Rząd Austrii wypłacił „jako gest dobrej woli” świadczenia tym polskim dzieciom, które w wyniku akcji germanizacyjnych III Rzeszy znalazły się na terenach Ostmark – tak nazistowski rząd nazywał tereny austriackie przyłączone w 1938 r. Wypłata świadczeń odbyła się w latach 2001-2005 w ramach odszkodowań dla robotników przymusowych pracujących w rolnictwie i wynosiła jednorazowo 1453 euro. Ta kategoria świadczeń objęła ponad 22 tys. osób z Polski, przy czym nie wiadomo, ze względów na ochronę danych, ile wśród nich było „zrabowanych dzieci”.

Obsesja czystej krwi

Heinrich Himmler, jeden z głównych odpowiedzialnych za Holocaust i zamordowanie milionów cywilów i jeńców wojennych w ramach tzw. Generalnego Planu Wschodniego, był opętany myślą, że w pojedynczych przypadkach, w „żyłach pokonanych narodów może płynąć nordycka krew”. Dlatego za priorytet uważał wyselekcjonowanie spośród podbitej ludności dzieci „czystych rasowo”. Zajmował się tym także osobiście. Podczas wizytacji obozu koncentracyjnego koło Mińska w sierpniu 1941 r. Himmler zobaczył rosyjskiego chłopca o włosach blond i niebieskich oczach, którego „rasowość” zrobiła na nim tak duże wrażenie, że zabrał (!) chłopca ze sobą. Kostia Harelek (po zniemczeniu Gerelik) trafił do koszar dla dzieci w Rouffach w Alzacji. Himmler kazał sobie przysyłać co pół roku jego świadectwo, ocenę z zachowania i zdjęcie. W sierpniu 1944 nakazał, by Kostja wyuczył się technicznego zawodu. Potem wszelki ślad chłopca się urywa.

Zupełnie inny los czekał Nikołaja Kałasznikowa, który trafił w czasie wojny do domu dziecka w Sokolnikach (dzielnica Charkowa). Część dzieci z placówki, o szczególnie "aryjskim" wyglądzie, wysłano do Niemiec (ok. 40); niepełnosprawne – zamordowano. Resztę Wehrmacht wykorzystywał jako bank krwi dla rannych pilotów. „Himmler powiedział, że krew głodnych dzieci jest szczególnie czysta i wartościowa. Dlatego używano jej do transfuzji” – opowiadał w 2013 r. Nikołaj. Większość dzieci przypłaciła to życiem – z 1682 przeżyło 56. A i te ocalały cudem, dzięki ludzkiemu odruchowi oprawców: Kiedy jeden z żołnierzy SS zamierzał podpalić budynek wraz ze znajdującymi się w nim wyczerpanymi dziećmi, jedna z wychowawczyń na kolanach przebłagała SS-mana, by pozostawił dzieci przy życiu.

Janina Kunsztowicz przed uprowadzeniem – ze swoją polską matką adopcyjnąZdjęcie: Geraubte Kinder - vergessene Opfer e.V.

Zmowa milczenia

Wystawa prezentuje losy około 20 dzieci. Poniżej przybliżamy jeden z nich, kilka innych, skrótowo – w materiale ilustracyjnym. Historia Janiny Kunsztowicz (ur. 1933) pokazuje, że los „zrabowanych dzieci” także po wojnie okazywał się traumatyczny. W 1941 r. jej rodzice zostali aresztowani przez gestapo w Poznaniu. Janiną zajęła się bliska znajoma rodziców. Pewnego dnia wezwano je do urzędu do spraw młodzieży (Jugendamt). Nie pomogły ani łzy, ani krzyki, ani rzucanie się na podłogę z rozpaczy – Janinę siłą zmuszono do pozostania w urzędzie. Wywieziono ją do domu dziecka do Kalisza, gdzie torturowano ją brakiem snu, a potem do ośrodka Lebensborn w Oberweis.

(czytaj dalej na str. 3)

Strona 1 | 2 | 3 | Pełna wersja

Tu potwierdzono jej „antropologiczną” przydatność do germanizacji. W weekendy przyjeżdżały do ośrodka niemieckie małżeństwa, aby wybrać sobie dziecko. Janina broniła się, mówiła, że czeka na swoją prawdziwą matkę. Mimo to w czerwcu 1944 r. zabrała ją do siebie nauczycielka Katharine Rinck z Minden. Od tego momentu Janina nazywała się Johanna Kunzer. „Musiałam spać w łóżku małżeńskim /państwa Rincków/, przywiązana za ręce i nogi. Byłam bita. Może Rinck miała też inne uczucia, ale może sadyzm pomagał jej osiągnąć orgazm” – mówiła w wywiadzie w 2014 r., spisanym przez Christopha Schwarza.

Po zakończeniu wojny adopcyjna matka starała się ukryć Janinę (Johannę Kunzer) w różnych miejscach w Niemczech Zachodnich wiedząc, że prawdziwa matka Janiny szuka córki przez Polski Czerwony Krzyż. – Starzy towarzysze partyjni zatrudnieni po wojnie w niemieckich urzędach zatroszczyli się o to, by Johanna już nigdy prawdziwej matki nie zobaczyła – komentuje Schwarz.

Janina Kunsztowicz alias Johanna Kunzer (w środku) mieszkała od 1950 r. u Ericha Schulza (po prawej). Jako były prawnik Lebensborn wiedział on o fałszowaniu metryk urodzenia i był żywotnie zainteresowany ukrywaniem prawdy o dziewczynie – Minden 1957Zdjęcie: Geraubte Kinder - vergessene Opfer e.V.

„Bohaterska matka”

Na skutek starań Władysławy Kunsztowicz (polskiej matki) Międzynarodowa Organizacja ds. Uciekinierów IRO odnalazła Janinę w miasteczku Bullay. Pani Rinck ukryła ją u swoich znajomych i krewnych. Straszyła dziewczynę, że jeśli się nie będzie ukrywać, trafi do domu publicznego. W pomoc pani Rinck zaangażowała się m.in. miejscowa policja i katolicki ksiądz.

Tymczasem w 1950 r. „Spiegel” opublikował artykuł pt. „Uprowadzenie”. Opisano w nim historię emerytowanej nauczycielki Kathariny Rinck, która ze swoich 205 marek renty oddawała połowę na rzecz pewnego domu dziecka w amerykańskiej strefie okupacyjnej. W domu tym ukryła jakoby swoją adoptowaną, 14-letnią córkę Johannę. Jak relacjonował „Spiegel”, chroniła ją w ten sposób rzekomo przed kolejnymi próbami uprowadzenia przez polskich i jugosłowiańskich pracowników IRO. Z Kathariny Rinck uczyniono w magazynie prawdziwą bohaterkę, ratującą swoje dziecko.

Urzędy umywają ręce

Od 1950 r. nastoletnia Johanna mieszkała u notariusza Ericha Schulza, który „chronił ją przed próbami porwania” przez IRO. Jako były pracownik (w 1943 r.) specjalnego urzędu stanu cywilnego utworzonego przy Lebensborn wiedział on o fałszowaniu metryk urodzenia i był żywotnie zainteresowany ukrywaniem prawdy o dziewczynie. Prawdziwa rola Lebensborn była dla opinii publicznej na tyle niejasna, że w 1948 r. Trybunał Norymberski oczyścił Lebensborn z zarzutu porywania i germanizacji dzieci i uznał organizację za opiekuńczą. Dopiero dwa lata później niemiecki Trybunał Denazyfikacyjny w Monachium uznał całą działalność Lebensborn za zbrodniczą.

W Łodzi stworzono obóz koncentracyjny dla dzieci, nazywany Małym Auschwitz. Na zdjęciu list Urszuli Kaczmarek z lutego 1943 r., adresowany do rodziców. Wysłala go krótko przed śmiercią. Miała 14 lat. Na formularzu informacja kierownika obozu: Nie podajemy informacji na temat dnia zwolnienia z obozu. Wszelkie zapytania są bezcelowe.Zdjęcie: Museum für Unabhängigkeitserbe in Lodz

W 1957 r. Władysława Kunsztowicz wysłała do córki list, który Janina-Johanna przeczytała dopiero 30 lat później. „Tęsknię za Tobą, chcę żebyś przyjechała do mnie (…), albo przynajmniej mnie odwiedziła. Jeśli dostanę potwierdzenie, wyślę Ci zdjęcia, zrobione kiedy miałaś 7 lat. Twoja na zawsze Cię kochająca matka” - pisała. Janina-Johanna nigdy nie zobaczyła swojej matki, która nie doczekawszy się swojego dziecka zmarła w 1984 r.

Janina dopiero pod koniec lat 80-tych zdobyła się na odwagę, by w urzędach niemieckich dowiedzieć się czegoś o swoim pochodzeniu. W aktach sądowych dotyczących adopcyjnej matki Kathariny Rinck natrafiła na list polskiej matki. Kiedy zwróciła się do prezydium rejencji Detmold z wnioskiem o przywrócenie prawdziwego nazwiska, odpowiedź brzmiała: „(…) nie dostarczyła pani żadnych dowodów, które pozwoliłyby na potwierdzenie, że jest pani Janiną Kunsztowicz”. W końcu, po ekspertyzach antropologicznych (porównaniu jej z fotografią jako dziecko), udało się osiągnąć cel. Za zmianę nazwiska i zarazem stwierdzenie prawdziwej daty urodzin (wg metryki Lebensborn miała być o dwa lata młodsza) musiała zapłacić 990 marek. Jeszcze w grudniu 2015 r. prezydent rejencji Detmold zaprzeczał, że jego urząd pobrał ową opłatę administracyjną. Christoph Schwarz bardziej jednak wierzy Janinie. Stowarzyszenie „Zrabowane Dzieci – Zapomniane Ofiary”, utrzymujące się ze składek i datków, przelało już na konto Janiny 500 euro.

Odmowa Deutsche Bahn AG

W wielu miejscach wystawy, szczególnie reportażach filmowych o losach dzieci, przewija się motyw jadącego pociągu – bez współpracy niemieckiej kolei (Deutsche Reichsbahn) nie byłoby możliwe transportowanie do Niemiec „rabowanych dzieci”. Organizatorom wystawy wydawało się dobrym rozwiązaniem umieszczenie na 14 dworcach kolejowych informacji o losach ofiar, ale fundacja Deutsche Bahn AG odrzuciła tę propozycję. Odmówiła też wsparcia finansowego wystawie argumentując, że nie jest prawnym spadkobiercą Deutsche Reichsbahn (która według szacunków historyków wzbogaciła się na transportach ofiar III Rzeszy o co najmniej 445 mln euro). Jak podaje stowarzyszenie „Pociąg pamięci” wszystko było uregulowane wg taryfy dla 3. klasy: za kilometr i pasażera Deutsche Reichsbahn dostawała 4 fenigi, za dzieci – połowę stawki.

***

W księdze gości na wystawie znalazł się znaczący wpis mieszkańca RPA: „Thank you for reminding us, that we can never be humble enough”.

Daina Kolbuszewska, Jaromir Jankowski

Wystawę można zwiedzać:

- do 3 kwietnia 2016 w NS-Dokumentationszentrum der Stadt Köln.

- 12 kwietnia – 27 maja 2016 w Volkshochschule Lepzig

- od 12 czerwca 2016 w Gedenkstätte Sachsenhausen.

Pomiń następną sekcję Dowiedz się więcej

Dowiedz się więcej

Pokaż więcej na temat